Otyłość. Ciężki problem. „Zobaczyłam 190 kilogramów i się przeraziłam” [MAGAZYN ANN]

– Kiedyś uważano, że pulchny maluch, to zdrowy maluch. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że robi mi krzywdę. Lubiłam jeść. Jedzenie było uspokajaczem i pocieszaczem. Było dobre na wszystko – opowiada Anna Majewska z Wrocławia, która od dziecka cierpi na otyłość. Kilkanaście lat temu zaczęła się leczyć chirurgicznie.

Dwa kółka, pięć tysięcy kroków

Ewelina Lis, www.ann-zdrowie.pl: Zamykasz oczy. I co widzisz?

Anna Majewska: Lepszy świat, w którym ważę mniej i nie boję się usiąść na niestabilnym krześle. Kiedyś na kursie z księgowości dostałam takie rozkładane i tak bardzo się stresowałam, że się zarwie pode mną, że siedziałam na podłodze. Po pięciu godzinach przynieśli mi poduszkę. W tym lepszym świecie jeżdżę też na rowerze i przede wszystkim nie mam problemów z tym, żeby wstać z łóżka.

Często się to zdarza?

Coraz częściej. Niestety, kręgosłup i stawy mi wysiadły. Mam też problemy z kolanem. Spacer to dla mnie męczarnia. Ale moja niunia na czterech łapach codziennie mnie motywuje do wyjścia z domu. Robię z pieskiem dwa kółka po parku, to jest pięć tysięcy kroków. Czasem przejdę całość bez problemu, a innym razem dziesięć razy usiądę na ławeczce. Muszę też bandażować nogi, żeby nie było obrzęków. 

Przeczytaj artykuł w bezpłatnej aplikacji Ann Asystent Zdrowia.

„Andzia, nie przejmuj się”

Dużo tych problemów.

To nie wszystko. Jest jeszcze anemia – hemoglobina dobija do „siódemki,” to bardzo niski poziom, dlatego konieczne jest podawanie specjalnych kroplówek. Doszły problemy z ciśnieniem. Skoki są masakryczne. I jeszcze cukrzyca oraz depresja. 

Kiedy zrozumiałaś, jak bardzo jest źle?

Od dziecka byłam „większa”, ale wstrząs nastąpił w 2000 roku. Miałam 25 lat i pracowałam, jako spedytor w jednej z wrocławskich firm. Pewnego dnia stanęłam na takiej wielkiej wadze i zobaczyłam 190 kilogramów. Przeraziłam się, bo nie sądziłam, że jest tak tragicznie. Ale nic też z tym nie zrobiłam. Nie miałam motywacji. W pracy mnie akceptowali, po pracy nie narzekałam na brak towarzystwa. 

A wcześniej?

W liceum było ciężko. Ważyłam około 130 kilogramów i strasznie się pociłam. Zrobiło mi się przykro, kiedy jedna z nauczycielek przy całej klasie powiedziała, żebym sobie kupiła szampon dla półgłówków. Od kolegów też wiele razy słyszałam wyzwiska w stylu: „wieloryb”, „debil”, „grubas”. Muszę przyznać, że im więcej tych epitetów się pojawiało, tym więcej osób mnie broniło: „Andzia, nie przejmuj się”. 

Pocieszałaś się jedzeniem?

Oczywiście. Głównie słodycze szły w ruch – batony i ciasta. Kiedy dostawałam jedynkę, to szłam do zaprzyjaźnionej cukierni i kupowałam pięć pączków. Miałam swoje kieszonkowe, nikt mnie nie kontrolował. Zawsze musiałam się najeść do syta. I nikomu to nie przeszkadzało, bo w moim rodzinnym domu wszyscy są otyli. A każde dziecko się „dobrze” karmiło, żeby „dobrze” wyglądało. Kiedyś uważano, że pulchny maluch, to zdrowy maluch. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że robi mi krzywdę. Ja też nie zdawałam sobie sprawy, jak duże będę mieć problemy w przyszłości. Lubiłam jeść. Jedzenie było uspokajaczem i pocieszaczem. Było dobre na wszystko. 

Kult jedzenia

Co się stało, że zdecydowałaś się na leczenie chirurgiczne?

Pojawiła się samotność i myśl, że jak nie schudnę, to nikogo nie poznam. Najpierw zaczęłam czytać w internecie o otyłości, potem znajoma podsunęła mi myśl, żeby zwrócić się po pomoc do profesora Mariusza Wylężoła z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, który jest bariatrą i zajmuje się chirurgicznym leczeniem otyłości. Pojechałam z nadzieją, że w przyszłości zmniejszy mi żołądek.

To była nadzieja połączona z lękiem?

Oczywiście, był też lęk. Bałam się, że profesor mnie nie przyjmie, bo udałam się tam w ciemno, bez rejestracji. I oczywiście tuż po wejściu na oddział usłyszałam, że go nie ma i że trzeba się wcześniej umówić. Tuż przy wyjściu podbiegła pielęgniarka i rzuciła: „niech pani przyjdzie jutro z samego rana, profesor ma gabinet w drugim budynku, tam pani z nim porozmawia”. Ucieszona wróciłam do sióstr zakonnych, u których nocowałam i z samego rano byłam w szpitalu. Usiadłam przed gabinetem, i kiedy doktor przyszedł, „wypaliłam” bezpośrednio: „dzień dobry, przyjechałam z Wrocławia, błagać pana o pomoc”. Zdziwił się, że wcześniej nie zadzwoniłam, po czym zaprosił do środka i poprosił, żebym opowiedziała swoją historię.

I co powiedziałaś?

Tłumaczyłam, że jestem otyła od dziecka, że w domu był kult jedzenia. Wspominałam, że stosowałam różne diety – kapuścianą, białkową, 1000 kalorii, koktajlową. Raz mi się udało schudnąć 35 kilogramów, a potem te kilogramy wróciły, jak bumerang, z nadwyżką. Absolutnie nie panowałam nad jedzeniem. Opowiedziałam, że brałam leki hamujące apetyt przepisane przez endokrynologa, po których waga spadła, ale za to wątroba powiększyła się o 20 centymetrów. Dodałam, że wiem, że chemia nie pomoże. I że trzeba zmniejszyć żołądek. 

Podoba Ci się rozmowa? Polub nas w mediach społecznościowych i zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia.

Heniek się spisał

Co na to wszystko profesor?

Był zdziwiony tym, że miałam w sobie tyle woli walki. Tłumaczyłam mu, że chce się pozbyć tego ciężaru. I dosłownie i w przenośni. Zapytał, czy mam gdzie nocować, i jak wracać. I ta troska była wzruszająca. A potem zaczęły się formalności. Wyznaczono termin badań, po nich zdecydowano, że z tak dużą wagą nie mogą mi zmniejszyć żołądka. Musieliśmy zacząć od balonika.

Ile w tamtym momencie ważyłaś kilogramów?

190 kg, ale po założeniu balonika w pół roku schudłam 40 kilogramów. 

Jak, opisując obrazowo, wygląda zabieg zakładania balonika?

Przypomina to gastroskopię, wszystko dzieje się pod okiem kamery. Wygląda to tak: połyka się kiełbaskę, która jest połączona z rureczką. I to wszystko trafia do żołądka. Przez tę rureczkę wstrzykuje się płyn fizjologiczny w kolorze niebieskim. To na wypadek, gdyby balonik pękł, wtedy mocz robi się niebieski i wiadomo, że trzeba jechać pilnie do szpitala. Profesor oglądał, jak duży jest żołądek i decydował, ile tego płynu wpuścić. U mnie żołądek był tak rozciągnięty, że zmieściła się taka piłeczka o pojemności 450 mililitrów. Potem je się tyle, ile zostaje miejsca między balonikiem, a wpustem do żołądka. Ja w pół roku jadłam głównie papki, rozdrobnione, zmiksowane czy gotowane potrawy. 

Jak zareagował twój organizm?

To element obcy, więc były ciężkie momenty, były odruchy wymiotne, ale mogę powiedzieć, że generalnie zakumplowałam się z moim balonikiem. Miał na imię Heniek. Na początku powiedziałam do niego: „bez ciebie ani rusz, musisz się ze mną zaprzyjaźnić, bo ja muszę schudnąć”. Heniek się spisał. Schudłam 40 kilogramów. Potem przyszedł czas na opaskę. Czekałam na nią pół roku, bo żołądek musiał się zagoić. Bałam się, że po ściągnięciu balonika nie będę mieć hamulca i wrócę do wcześniejszej dużej wagi. Przytyłam 15 kilogramów.

Tylko czy aż?

Tylko. To był dobry wynik. Tak dobry, że mogli mi założyć opaskę.

Jak działa opaska?

Ona jest wprowadzana laparoskopowo. To jest taka obręcz – oponka, która jest nakładana wokół żołądka i jest połączona z portem znajdującym się pod żebrem. I potem w czasie regularnych kontroli profesor wciskał mi przez ten port sól fizjologiczną i ona się zaciskała. Dzięki temu był o wiele mniejszy wpust do żołądka. Wytrzymałam z nią pięć lat. To była męczarnia, bo jak za bardzo zacisnął się żołądek, to wpust był tak mały, że przez kilka miesięcy mogłam przyjmować tylko płyny. Ten przepływ kontroluje się robiąc rezonans z kontrastem. Przez te pięć lat waga się utrzymywała, ale nie leciała w dół. Po ściągnięciu opaski przyszedł z kolei czas na operację. Niestety, profesor Wylężoł już nie pracował w instytucie, więc musiałam szukać pomocy gdzieś indziej. W 2018 roku w Lubinie lekarze wycięli mi część żołądka. W cztery lata schudłam 20 kilogramów i utknęłam z wagą na poziomie 140 kilogramów. 

Co teraz?

Muszę się tego żołądka pozbyć całkowicie. I wtedy będą efekty. Ale najpierw muszę schudnąć. Dobra informacja jest taka, że jestem w kontakcie z lekarką, która pracowała w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej, mam do niej ogromne zaufanie. Mam zarezerwowaną wizytę pod koniec maja i wtedy pani doktor zdecyduje, co dalej. Na pewno dalsze kroki będą uzależnione od wyników gastroskopii. W grę wchodzi wycięcie kolejnej części żołądka lub jego całkowite wyłączenie z przewodu pokarmowego. Nie mogę się doczekać. 

Znajdź więcej wideo, audiobooków, podcastów i artykułów za darmo w aplikacji Ann Asystent Zdrowia.

A jak bliscy zareagowali, kiedy po latach zaczęłaś się leczyć?

Od 10 lat słyszę, że wydziwiam i te wszystkie zabiegi to jakieś wymysły. Usłyszałam przykre słowa, że idę na łatwiznę i muszę się wziąć za siebie. Próbowałam tłumaczyć i pokazywać, że cierpię i, że muszę coś zrobić, bo nie mogę chodzić. Nie dotarło. Ale mam duże wsparcie w znajomych. To niewielka garstka, która wie o moich problemach i zawsze jest ze mną. Mam też Jancia, którego poznałam na Facebooku. On też mnie mocno wspiera. Opiekuje się mną, pomaga ubrać i wstać, kiedy mam z tym problem. Jesteśmy razem od pół roku. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwie zakochana. 

Gratuluję.

Dziękuję. Trudno jest walczyć bez pomocnej dłoni, która cię zmotywuje, albo ci pomoże. Niestety, przez większość mojego życia byłam sama. Nie wszyscy akceptowali to, jaka jestem. Większość mężczyzn patrzy na wygląd. Zaakceptować siebie samą pomogła mi pani psycholog. 

Pewniejsza siebie

Trudno było poprosić o pomoc specjalistę?

To samo się wydarzyło. Trafiłam do psychologa przed operacją, bo potrzebna była jej zgoda. I ta pani psycholog nie dość, że wystawiła dokument, to jeszcze mnie przekonała, żebym wzięła udział w specjalnym programie i przyjeżdżała do niej na regularne wizyty. Bardzo dużo wniosła do mojego życia, pokazała mi, jak myśleć inaczej. Pokazała też drzwi do gabinetu psychiatry. Mnie się wydawało, że depresja mnie nigdy nie dopadnie, że ja jestem na tyle silna psychicznie, że mnie to nie spotka. Życie pokazało, że samotna walka może zabrać siły. Ja nie mogłam się pozbierać. Dziś biorę leki antydepresyjne. Leczę się. I każdemu, kto ma problem, to polecam. Psychiatra to też człowiek. Mam fajnego lekarza, dzięki któremu w nocy śpię, a w dzień czuję się dobrze. 

A gorsze dni?

Pewnie, że się zdarzają. Czasami złoszczę się na siebie, że nie zareagowałam wcześniej, że tyle lat zmarnowałam, nie robiąc nic ze zdrowiem, ale potem pracuję z psychologiem i dochodzimy do wniosku, że lepiej późno niż wcale. Przecież dalej walczę. Szukam też pracy, najlepiej w ochronie, bo można tam trochę postać, posiedzieć, pochodzić. To jeszcze nie koniec. Jestem pewniejsza siebie niż kiedyś.

Hejterzy nie oszczędzają osób z otyłością.

Nie ruszają mnie hejterskie komentarze na temat wyglądu, bo w dzisiejszym świecie można hejtować wszystko. Gdyby, ktoś mnie, kiedyś obraził, to najprawdopodobniej ze spuszczoną głową odeszłabym w ciszy, tak, żeby nie patrzeć temu człowiekowi w oczy. Po latach buzia mi się otworzyła. Była taka sytuacja, że jakaś kobieta mnie obraziła w autobusie. Chciałam przejść, było wąsko i nagle słyszę „spasłaś się cholero jedna, świnio, będziesz mnie przewracać tutaj”. Odpowiedziałam równie nieprzyjemnie: „zobacz w lusterko, jak ty stara raszplo wyglądasz”. Nie zawsze, ale czasem taka jestem. Wredna. 

Skóra sięga do kolan

Zakupy ubrań dla osób noszących większe rozmiary to wciąż duży problem?

Jest lepiej, ale bez fajerwerków. Kiedyś MOPS mnie zaprosił na szkolenie przygotowujące do poszukiwań pracy. Było spotkanie z psychologiem, miałam też stylistkę, która za 500 złotych miała kupić mi ubrania. Potem były jeszcze fryzjer i kosmetyczka. No wyglądałam super. Tak dobrze, że później chciałam w tej samej galerii kupić sobie kilka ciuchów. Wchodzę do jednego ze sklepów, pytam, czy mają coś dużego, a oni, że nie mają w takim rozmiarze. Ale dziś jest dużo większy wybór, niż kiedyś. Można sporo rzeczy zamówić, chociażby w sieci.

Z jakimi jeszcze problemami mierzą się osoby otyłe? 

Nie można zrobić rezonansu, bo nie ma wystarczająco dużego kółka, żeby wjechać do środka. W jednym szpitalu nie mogli mnie zoperować, bo nie było stołu dla pacjentów ważących powyżej 200 kg. Zdarza się, że nie ma jak zmierzyć ciśnienia, bo nie ma tak dużego rękawa. Pielęgniarki przychodziły z nadgarstkowym. Jak schudłam, to nagle zrobiło się lżej. W sklepie pojawiły się rozmiary, a sąsiedzkie zaczepki „nie poznałam Cię, zeszczuplałaś dziecko” były bardzo motywujące. Mam oponkę, skóra sięga mi do kolan, ale liczę, że jak jeszcze schudnę, to zrobię sobię operację plastyczną. Najważniejsze, że odzyskałam kontrolę nad jedzeniem. 

Jak hamujesz impulsy?

Jem coś innego, zdrowszego, np. marchewkę czy jabłko. 

A co myślisz, kiedy widzisz osoby ważące 150, 180 czy 200 kilogramów?

Nie wierzę, że można czuć się dobrze w takim ciele. Otyłość to choroba, którą trzeba leczyć. Obecnie jest kilka ośrodków w Polsce, gdzie mając odpowiednie skierowania, można skorzystać z kompleksowej pomocy specjalistów – psychologów, chirurgów, pielęgniarek bariatrycznych. Nie warto czekać, aż zaczną wysiadać stawy, pojawi się cukrzyca, skoki ciśnienia. Aż nie będzie można wstać z łóżka. To nie jest walka o zdrowie. To jest walka o życie. 

Rozmawiała Ewelina Lis, www.ANN-zdrowie.pl

Czytaj więcej w ANN Asystent Zdrowia: 

0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *