Depresja doktora Hausa. „Najciężej przyznać przed sobą, że potrzebuje się pomocy”

Autorka: Ewelina Lis, Ann Asystent Zdrowia

– Największym problemem było samo wyjście z domu. Już w niedzielę chodziłem struty, że weekend się kończy i jutro trzeba będzie pójść do roboty. Zdarzyło się, że w drodze do szpitala dzwoniłem do mojej partnerki i ryczałem jak dziecko, mówiąc, że nie chcę tam jechać – o walce z depresją i wypaleniem zawodowym opowiada wrocławski onkolog Dominik Haus.

Ewelina Lis, Ann Asystent Zdrowia: Co słynny serialowy doktor House wie o medycynie?

Dominika Haus: Odpowiem cytatem: „wiem, że nic nie wiem” (śmiech).

Co zatem łączy wrocławskiego dr Hausa z tym serialowym?

Na pewno nazwisko. I muszę przyznać, że kiedyś było zabawniej. Większość myślała, że to jedynie moja ksywka. Zdarzyło się, że na konferencji naukowej ktoś się chwalił kolejnym tytułem naukowym, a moi koledzy chwalili się, że znają i mają w ekipie doktora Hausa. Łączy nas też miłość do muzyki. Hugh Laurie, czyli serialowy dr House, to nie tylko genialny aktor, ale także gitarzysta i wokalista. Ja też sobie brzdąkam i też śpiewam, tyle że w kapeli metalowej. On oczywiście jest dużo lepszym, i muzykiem i gitarzystą. Nagrał dwie solowe płyty. Bardzo fajne rzeczy robi.

Depresja wikinga

Też jesteś tak ekscentryczny?

Kiedyś przyjmowałem pacjentów w T-shirtach z namalowaną „czachą”, z sygnetem na każdym palcu i kolczykami w uchu. Ludzie reagowali normalnie. Mój nietypowy outfit wręcz skracał dystans, bo pacjenci widzieli, że jestem normalnym człowiekiem. Atmosfera robiła się luźniejsza. Kilka lat temu była nietypowa sytuacja, kiedy do mojego kolegi podszedł starszy pan, mąż pacjentki i nieśmiało powiedział, że żona się trochę obawia, bo w gabinecie jest jakiś pirat. Kolega wyjaśnił, że to tylko wiking (śmiech).

Czy ten wiking już wtedy wiedział, że ma depresję?

Nie, bardzo długo to było tabu w mojej głowie. Latami myślałem stereotypowo – facet ma być silny. Byłem Wikingiem, kręciłem się wokół grup rekonstrukcyjnych, jeździłem na turnieje rycerskie, grałem w kapeli metalowej – gdzie tu miejsce na słabość?

Taka moja uroda

Kiedy pojawiła się myśl, że to może być depresja?

Dawno. Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, ale jakieś siedem, może osiem lat temu. Dopiero kiedy zobaczyłem, jak funkcjonuje człowiek z depresją, dostrzegłem, ile jest analogii. Bliska mi osoba zaczęła mieć objawy. Tak na grubo. Poszliśmy do psychiatry, a ta postawiła diagnozę i ustawiła leczenie. Zacząłem wtedy kminić, że od lat mam podobne tendencje. Często wpadałem w doły, wszystkim się przejmowałem, miałem niskie poczucie własnej wartości, mnóstwo kompleksów, ale nigdy nie traktowałem tego jako problemu. Myślałem sobie, że taki jestem. Niektórzy są bardziej weseli, inni smutni. A ja wychodziłem z założenia, że taka moja uroda. Nie przychodziło mi do głowy, że to może być coś większego. Latami jakoś funkcjonowałem, jakoś się czułem.

Doktor Haus i depresja/arch. prywatne
Na zdj. Dominik Haus, arch. prywatne

Jakoś, czyli jak?

Dom był moim azylem, czułem się tam względnie. Nie czułem się dobrze, ale względnie. Obce mi były takie emocje jak: radość, satysfakcja czy szczęście. U mnie jak było dobrze, to znaczy, że było neutralnie – ani dobrze, ani źle. Miałem doła, nic mi się nie chciało, ale trzeba było wstać do szkoły czy na uczelnie. Strach przed tym, że coś zawalę i że przez to moje życie mi się nie ułoży, tak jakbym chciał, był na tyle duży, że to robiłem.

Każdy egzamin był dla mnie ogromnym stresem. Miałem wrażenie, że do niczego się nie nadaje, nic nie potrafię. Kiedy już pracowałem, to wracałem ze szpitala do domu i głównie leżałem na kanapie. Nie miałem nawet motywacji, aby pójść do kuchni i zrobić sobie kawy. Nie widziałem sensu. Fizycznie czułem się okropnie. Jadłem niezdrowo, ważyłem coraz więcej i nic z tym nie robiłem. Miałem opłacony karnet na siłownię. Wystarczyło zejść po schodach, przejść 30 metrów, a zawsze znajdowałem sobie wymówkę, żeby tam nie pójść. Źle się czułem i unikałem ludzi.

Depresja: leki tylko od lekarza

Co cię najbardziej przerażało?

Największym problemem było samo wyjście z domu. Już w niedzielę chodziłem struty, że weekend się kończy i jutro trzeba będzie pójść do roboty. Co ciekawe, jak już byłem w pracy, to już się nie stresowałem. Zdarzyło się, że w drodze do szpitala dzwoniłem do mojej partnerki i ryczałem jak dziecko, mówiąc, że nie chcę tam jechać. I to jest hit, bo ona mi wtedy śpiewała piosenki z Disneya, żeby mnie uspokoić.

Pomagało?

Bardzo. To był najtrudniejszy czas. Byłem wsparciem dla bliskiej mi osoby chorującej na depresję, sam – jak się chwilę później okazało – mając depresję. Przerosło mnie to. 

Doktor Haus i depresja/arch. prywatne
Na zdj. Dominik Haus, arch. prywatne

Czy to wtedy poszedłeś po pomoc?

Na początku podbierałem leki bliskiej osoby, która chorowała na depresję i po nich bywało lepiej. Później, kiedy zarabiałem więcej i stać mnie było na terapię, to poszedłem do psychologa i do psychiatry. Wiedziałem, że mam depresję, wypalenie zawodowe, a specjaliści tylko to potwierdzili. Zacząłem terapię. A leki brałem tylko te przepisane przez lekarza. 

Depresja: trzeba się pilnować

Lekarz siada naprzeciwko lekarza. Jest trudniej?

W depresji pewnych rzeczy, bez względu na zawód, się nie przeskoczy. Trzeba porozmawiać o emocjach. Ale na pewno łatwiej przyswoiłem informacje stricte medyczne, chociażby te dotyczące składu i działania leku. Samo nastawienie miałem zadaniowe – jest choroba, idę do specjalisty, po to, żeby się wyleczyć i przestać mieć takie jazdy, jakie miałem. 

Udało się?

Jest poprawa. Zobaczyłem, że pójście do pracy nie jest dla mnie problemem. Poczułem motywację i nadzieję, że może być lepiej. Kiedy zauważyłem, że może być inaczej, to stwierdziłem, że ja chcę, żeby było inaczej. Pracuję nad work life balance, gdzie nastawienie i asertywność są najważniejsze. Moje wypalenie zawodowe pozwoliło mi zrozumieć, że praca to nie jest moje życie i nie czuję potrzeby, aby stanowiła większość mojego życia. Trzeba się pilnować, bo w mojej branży łatwo wpaść w pracoholizm, który kończy się wypaleniem zawodowym.

W Polsce jeden onkolog przypada na 60 tys. ludzi, więc są niedobory. Mam znajomych, którzy potrafili wyjść do pracy w poniedziałek rano i wrócić do domu dopiero w piątek wieczorem. To nie dla mnie. Ograniczam pracę do niezbędnego dla mnie minimum. Mam dobre warunki pracy i to mi wystarcza. Nie mam ambicji na kierownicze stanowiska. Dostałem propozycję objęcia oddziału w jednym z centrów onkologii, ale się nie zgodziłem. Moim celem jest zdrowie i święty spokój.

Doktor Haus/ arch. prywatne
Na zdj. Dominik Haus, arch. prywatne

Wynaleźć lek na raka

O święty spokój w onkologii trudno. Wybrałeś najcięższą specjalizację. 

Takie jest skojarzenie, że onkologia jest najcięższa, bo zajmuje się rakiem, a rak równa się wyrok. Moim zdaniem najcięższe specjalizacje i największe towarzystwo śmierci jest jednak na oddziałach paliatywnych, w hospicjach, na internie i intensywnej terapii. Jako onkolog stwierdziłem zgon może trzy-cztery razy w życiu. Najczęściej dowiaduję się, że pacjenci odeszli dużo później. Zdarza się, że widzę to w księdze zgonów w systemie, czasami mam informacje od sekretarek, a jeszcze innym razem od rodziny. Bywa, że pacjent świeci się na zielono w eWUS-iu, czyli elektronicznej weryfikacji uprawnień świadczeniobiorcy, a potem przestaje przychodzić i zaczyna się wyświetlać na żółto. A to oznacza, że odszedł.

Czemu wybrałeś onkologię?

Z poczucia zemsty, jak to zodiakalny skorpion. Miałem i mam w rodzinie dużo nowotworów. Zazwyczaj te historie kończyły się źle. Przełomowy moment to były czasy liceum, kiedy na raka jelita grubego zachorowała siostra mojej mamy. Zmarła trzy miesiące przed 40. urodzinami. Była to dla mnie bardzo ważna osoba. Mieliśmy super kontakt. Strasznie przeżyłem jej odejście. Wkurzyłem się, że zachorowała i w wieku 19 lat postanowiłem zostać onkologiem.

Chciałem wynaleźć lek na raka. Miałem laicką, utopijną wiedzę i wizję. Potem przyszło zderzenie z brutalną rzeczywistością i realia okazały się zupełnie inne. Dwa lata temu mój teść zmarł na zaawansowanego raka żołądka. Od diagnozy do śmierci nie minęły cztery miesiące. Odszedł na moich rękach. Bardzo ciężko było mi do tego podejść pragmatycznie. Czułem się bezsilny. Teraz moja mama jest w trakcie leczenia. Na szczęście rak został wykryty w bardzo wczesnej fazie. Są ekstremalnie duże szanse na to, że wszystko będzie dobrze.

Przewodnik po rafie

Towarzyszysz mamie w chorobie czy uczestniczysz aktywnie w leczeniu?

Jasno powiedziałem, że nie chcę być osobą decyzyjną. Jest taka zasada, zwłaszcza w onkologii, że nie leczy się rodziny. Nie da się. Człowiek nie jest obiektywny. Ale jestem w stanie wytłumaczyć wiele zawiłości medycznych. Poza tym, zwłaszcza na początku tej drogi, kiedy przyszła diagnoza i mama była mocno zagubiona, to byłem w stanie ją poprowadzić, powiedzieć, co można zrobić i gdzie się leczyć. Była operowana przez najlepszego specjalistę w tym zakresie. Cały czas staram się być dla niej wsparciem. Teraz bardziej jako syn, nie lekarz. Dzięki temu mama czuje się bezpieczniej. 

Wyobrażasz sobie życie bez medycyny?

Nigdy nie mów nigdy. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że od roku mam drugi fach w ręku. Jestem divemasterem – mam uprawnienia, aby prowadzić nurkowania z grupą certyfikowanych nurków. Nie mogę szkolić ludzi, ale mogę być przewodnikiem. Mogę się przeprowadzić, np. nad Morze Śródziemne, na Zanzibar, Madagaskar, zatrudnić w centrum nurkowym i oprowadzać turystów po rafie. To jest moja pasja, coś, co mnie mega relaksuje, co mega kocham. 

Depresja to niebezpieczny Imperator

Czujesz, że możesz wszystko?

Kiedyś tak miałem, że stworzyłem sobie w głowie alternatywny świat, do którego uciekałem. Byłem tam kimś, kto ma kontrolę nad wszystkim. I może wszystko. Teraz uświadomiłem sobie, że nie mogę zmienić rzeczywistości, ale mogę zmienić swoje nastawienie. Ode mnie zależy, czy będę się użalać nad sobą czy będę działać w słabości. Zaakceptowanie tej myśli wywołało poczucie euforii i radości. To są małe kroczki, kiedy ja namacalnie widzę, że w tej mojej głowie zaczyna się układać. 

Zaczęliśmy od pytania o serial, a skończymy pytaniem o film. Jesteś fanem Star Warsów. Z którym bohaterem kojarzy ci się depresja?

Z Imperatorem. Cichy i niebezpieczny. To mrok, który w podstępny sposób jest ekspansywny. On działał w ukryciu jako senator, a pod płaszczykiem działo się zło. Ten mrok rozrasta się w nieoczywisty, zakamuflowany sposób. Jak się człowiek orientuje, że coś jest nie halo, to jest po ciemnej stronie. 

I tak jak w filmie, jasna strona istnieje. 

Ale to my musimy zrobić wszystko, żeby na nią wrócić. Wiem, że to cholernie trudne, w końcu sam przez to przechodziłem. A bez pomocy specjalisty jest jeszcze trudniej. Wydaje mi się, że najciężej przyznać przed samym sobą, że znalazło się po tej ciemnej stronie i że potrzebuje się pomocy. Dobrze, że coraz więcej się o tym mówi, że chorowanie na depresję to nie jest powód do wstydu. 

Serwis / aplikacja Ann dokłada wszelkich starań, aby treści składające się na zawartość serwisu były ścisłe i poprawne. Prezentowana treść jest dostarczana jedynie w celach informacyjnych lub edukacyjnych. W żadnym zakresie nie zastępuje i nie może być utożsamiana z konsultacją czy poradą lekarską.

Przeczytaj, posłuchaj w Ann:

0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *