Jako siedmiolatka spisała swój testament. Wtedy jeszcze nie wiedziała dlaczego. Dwadzieścia lat później zdiagnozowano u niej depresję. Chciałaby mówić o tym głośno, ale ciągle jeszcze boi się przyznać, jakby to była jej wina. Tylko rodzina i najbliżsi znajomi wiedzą, że od lat choruje. Oficjalnie się do tej choroby nie przyznaje, chociaż wie, że takich jak ona jest więcej. O tym, z czym się mierzy każdego dnia, dlaczego tak trudno znaleźć pomoc i szczerze mówić o depresji, opowiada w Ann.
10 października, obchodzony jest Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego. Z danych WHO wynika, że na zaburzenia lękowe i depresję – dwa najczęstsze zaburzenia psychiczne na świecie – cierpią setki milionów osób. W ramach pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego powstało 88 centrów zdrowia psychicznego. Ich listę można znaleźć tu.
Depresja nie jest traktowana jak każda inna choroba
Z jednej strony masz obawy, nie chcesz się ujawniać, a z drugiej jednak chcesz mówić o depresji. Dlaczego nie chcesz się przedstawić?
Bo choroba psychiczna, a depresja jest chorobą psychiczną, nie jest traktowana – wbrew deklaracjom – jak każda inna. Jak w pracy zwalniamy się i idziemy do kardiologa to nie mamy oporów, ale jak idziemy do psychiatry, to się tym nie chwalimy. Mówimy, że idziemy do lekarza, jakiegoś lekarza.
Pewnie nie wszyscy tak to traktują, są osoby, które się do tego publicznie przyznają.
Tak. Lepiej żebym mówiła za siebie. Ja nie mam odwagi, żeby powiedzieć to głośno. O mojej chorobie wie rodzina i najbliżsi znajomi. Widzisz, sama użyłaś tego określenia: przyznają się. Tak, jakby to była jakaś wina, a przecież jak chorujesz na serce czy cukrzycę, to nie masz takich dylematów. To nie są równe choroby i nie wiem, czy kiedykolwiek będą.
Nie chcesz być rozpoznana, ale napisałaś do radia, twoje przemyślenia zostały opublikowane, nie miałaś oporów?
Nie, bo to radio jest jak moja rodzina. Ja tych ludzi nigdy na oczy nie wiedziałam, ale czuję, że są mi bliscy.
Depresja: dzisiaj jest już lepiej
Dlatego też spotkałyśmy się. Przeczytałam twój wpis i czułam, że to co mówisz jest szczere. Zgodziłaś się zacytować, to co napisałaś.
(Fragment wpisu na stronie mediów społecznościowych)
Długo się zastanawiałam, czy w ogóle powinnam o tym pisać. Bo to takie intymne. To poranek. Bo ludzie oczekują optymistycznych historii. Ale… przecież Wasze radio nie jest radiem, jakich w eterze na pęczki, a Wy nie jesteście „Państwem Redaktorstwem”. Jesteście mi bliscy – Wy ekipa radia […] i Wy – słuchacze. Dlatego należy się Wam szczerość. Otóż… od wielu lat choruję na depresję (tak, ja, śmieszkująca czasem przez całe poranki.
Bez przerwy pytałam siebie „co jest ze mną nie tak?”
Bywało już bardzo, bardzo źle. Potrafiłam bez słowa wyjść z pracy do lekarza w środku dnia, żeby wybłagać u niego kolejne leki, bez których nie umiałam już funkcjonować. Bywało, że całe weekendy przeleżałam w łóżku, bo nie miałam siły się podnieść, nie miałam siły się umyć. Byłam przerażona, kiedy dzwonił telefon albo kiedy ktoś, nie daj, Boże, zapukał do drzwi. Nie mogłam czytać, nawet oglądać filmów nie mogłam- Nic. Ale będąc nawet w najciemniejszej nocy, słuchałam muzyki. Bez muzyki mnie nie ma. I w jednym z takich beznadziejnych dni przyszła do mnie Skye ze swoją przepiękną piosenką ” „What’s wrong with me?’ Poczułam, jakby ktoś włamał mi się do mózgu i wykradł stamtąd słowa tej piosenki. Bo ja przecież bez przerwy pytałam siebie „co jest ze mną nie tak?”
Za dużo myślałam, bez przerwy wszystko rozkminiałam. Dzieliłam włos nie na czworo, a na piętnaścioro. I byłam pewna, że to ze mną coś jest nie tak. Dzisiaj jest już lepiej. Jestem jak Skye z tego niezwykłego teledysku: zakładam protezę nogi i ręki. Wkładam najpiękniejszą sukienkę, przymierzam się do czerwonych szpilek, zakładam maskę z makijażem i choć za oknem deszcz nadal leje, a ja jestem sama w brzydkim pokoju, to wiem, że burza kiedyś się skończy, a ja wyjdę w tej pięknej sukience na ulice zalane słońcem. A do Was mam taką prośbę: nie dajcie sobie wmówić, że to z Wami jest coś nie tak. Jeśli jednak czarna dziura Was wciąga, nie bójcie się szukać pomocy. Pięknego, pełnego nadziei dnia dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którzy zmagają się z Panią De. Niech to będzie pierwszy dzień Waszego lepszego życia.
Już w dzieciństwie czułam, że… coś jest nie tak
Kiedy do ciebie napisałam szybko zgodziłaś się na spotkanie, ale potem nabrałaś wątpliwości.
Pomyślałam, że to może być trudne. Trochę bałam się wspomnień. Z drugiej strony wiem, że jak nie będziemy mówić o tym co czujemy, to nigdy tej choroby nie oswoimy, zawsze będzie tematem tabu.
Kiedy ty zostałaś zdiagnozowana?
Jakieś 20 lat temu, ale już w dzieciństwie czułam, że… coś jest nie tak. Zawsze byłam typem melancholijnym. Dość wcześnie nauczyłam się pisać, miałam może 7 lat, coś sobie pisałam w zeszycie i kiedy mama zapytała co robię, przyznałam, że napisałam testament.
Dziś opowiadając o tym śmiejesz się, ale to trochę dziwne było. Jak rodzice zareagowali?
Nie pamiętam, dużo rzeczy z dzieciństwa wyparłam, nie umiem sobie przypomnieć. Analizowałam na terapii swoje dzieciństwo, ale nie doprowadziło mnie to do odpowiedzi dlaczego. Tak jak nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego jako dziecko próbowałam się zagłodzić. Byłam anorektyczką, po prostu nie jadłam.
Czy to znaczy, że w twoim dzieciństwie wydarzyło się coś traumatycznego?
Niby nie. Moja anoreksja nie była jakoś oficjalnie zdiagnozowana i leczona, ale pamiętam, że jedzenie czegokolwiek sprawiało mi przykrość, bardzo tego nie lubiłam, byłam bardzo chuda. Nie znosiłam jedzenia, mimo że rodzice bardzo się starali, kupowali mi różne rzeczy na apetyt, ja po prostu nie chciałam. W późniejszej terapii dowiedziałam się, że to mogło wynikać z tego, że byłam dzieckiem niechcianym.
Czułaś to w dzieciństwie?
Jakimś siódmym zmysłem wiedziałam, że nie byłam oczekiwana, że nikt mnie nie chciał. Teoretycznie miałam oboje rodziców, ale w dzieciństwie prawie nie miałam żadnego kontaktu z moim ojcem. Mieszkaliśmy razem, ale był nieobecny, cały czas był w pracy i nie interesowały go specjalnie jego dzieci. Mama bardzo o mnie dbała, czasem może aż do przesady. Wszystko miałam, ale brakowało w tym wszystkim czułości. Dziś o tym wiem.
Zawsze mi brakowało czułości
A jak radziłaś sobie w szkole?
W podstawówce bardzo dobrze funkcjonowałam. Byłam w czołówce, może dlatego, że zawsze się dobrze uczyłam, byłam kronikarzem, miałam świadectwa z czerwonymi paskami. W liceum było trochę gorzej. Przyjechałam z małej miejscowości, gdzie byłam najlepsza, a tu nagle w liceum wszyscy byli najlepsi. Musiałam o siebie zawalczyć, bo przecież, wydawało mi się wtedy, że powinnam być najlepsza. Udało mi się zaistnieć w czołówce, ale już nie byłam najlepsza. Dla wiecznego prymusa to jest ciężkie. Bardzo potrzebowałam akceptacji.
Wtedy, jak miałam 17 lat, wplątałam się w sektę. Spotkałam ludzi, którzy dawali mi złudne poczucie przynależności. To było z ich strony bombardowanie miłością. Ja wtedy bardzo tego potrzebowałam. Przygotowywałam się do tego, miałam zabrać cenne rzeczy i pojechać do nich. Byłam gotowa wyprowadzić się z domu i zniknąć. Wtedy chyba po raz pierwszy w moim życiu zaistniał mój ojciec. Porozmawiał ze mną, przekonał mnie. Zostałam w domu. Później okazało się, że to była bardzo groźna sekta.
Potrafili zobaczyć osobę z deficytem miłości, byłaś łatwym celem.
Pamiętam do dziś, jak wspinam się na kolana mamy, a tam siedzi mój młodszy brat. Byłam o niego zazdrosna. Robiłam grafiki, kto ma z nią spać. Ja zaczynałam w poniedziałek i tak wychodziło, że miałam w tygodniu o jeden dzień więcej. Brat był młodszy i się nie orientował, trochę zachachmęciłam, żeby mieć więcej mamy dla siebie. Zawsze mi brakowało czułości, więc jak do nastolatki ktoś zaczął mówić, że akceptuje mnie taką jaka jestem, to chłonęłam to jak gąbka. Po latach dopiero zrozumiałam, że to wszystko tematy do terapii.
Depresja: diagnoza pojawiła się za późno
Kiedy pojawiła się diagnoza: depresja?
Wydaje mi się, że późno. Na studiach odezwał mi się syndrom prymusa. Studiowałam kulturoznawstwo i nawet się tam odnalazłam, tylko na koniec nie mogłam napisać pracy magisterskiej. Spędzałam dziesiątki godzin w bibliotekach i nic z tego nie wynikało. Chciałam, żeby to było coś wielkiego, coś odkrywczego, ale nie miałam mocy sprawczej. A przecież nie mogłam napisać byle czego. Moje koleżanki i koledzy pisali, bronili i mieli to już za sobą, a ja utknęłam w martwym punkcie.
Wiesz dlaczego utrudniałaś sobie życie?
Wtedy nie, dziś bardziej to rozumiem. Dziś wiem, że już wtedy miałam objawy prokrastynacji. Dużo rzeczy odkładałam na później, tylko nie wiedziałam dlaczego tak sobie robię. Dziś nadal to robię, ale łatwiej jest jest mi nad tym zapanować. Poza tym, dziś też wiem, że nie muszę być dla siebie taka surowa, nie muszę siebie wiecznie krytykować. Nie muszę być perfekcyjna.
Depresja: bez terapii czułam, że stoję w miejscu
Po drodze była miłość, małżeństwo, dzieci. Kiedy jesteśmy młodzi i zakochani, to myślimy sobie, że miłość nas uratuje, też tak miałaś?
To nawet przez jakiś czas tak działało, ale trudności przyszły szybciej, niż myślałam. Jesteśmy małżeństwem 29 lat. Trafił się miły człowiek, bardzo sympatyczny, uczynny, jest bardzo dobrym ojcem, dba o dom. To właściwie czego chcieć więcej. Jednak znowu odezwał się brak miłości z dzieciństwa. Miewałam trudne dni w domu i w pracy. Kiedy pierwszy raz w życiu zostałam zwolniona, bo była redukcja, ciężko to przeżyłam. Miałam dni, że nie wychodziłam z domu, nie wstawałam z łóżka. Byłam zdezorientowana. Zawsze sobie radziłam i nagle nie mogłam działać, nie mogłam ruszyć z miejsca.
Wtedy trafiłam do psychiatry. Leki pomagały, wróciłam do życia, ale szybko się od nich uzależniłam. Bez leków było źle, ale same leki to za mało. Bez terapii czułam, że stoję w miejscu. Kilka razy zmieniałam lekarzy i leki. Szukałam czegoś, co dla mnie będzie najlepsze. Pamiętam ten moment, kiedy trafiliśmy z terapią. Nagle wszystko stało się prostsze. Miałam mnóstwo energii, wszystko było możliwe i chciało mi się. Wiem, że bez terapii trudno mówić o sukcesie. To jednak nie jest takie proste, kiedy nie ma się pieniędzy na prywatne sesje. Nie zawsze było mnie na to stać. Zwłaszcza kiedy ja straciłam pracę, a mąż poważnie zachorował.
Depresja: miałam myśli samobójcze
Dziś widzę zadbaną, spokojną świadomą kobietę – co najbardziej pomogło?
I leki i psychoterapia. Bez tego dziś mnie już by nie było.
Miałaś myśli samobójcze?
Tak. Ciężko mi o tym mówić, ale tak. Miałam czas, kiedy przez wiele dni nie wstawałam z łóżka, nie mogłam. Nie miałam siły. Każda, nawet najdrobniejsza decyzja była dla mnie trudna. Jechałam na wakacje, ale nie miałam na to chęci. Nie cieszyło mnie to. Mówienie sobie weź się w garść, nie działa. Na szczęście znalazłam nową pracę. W nowej dziedzinie. Okazało się, że to dało mi dużo satysfakcji. Nowa kombinacja leków, chyba wreszcie dobrze dobranych, spowodowała, że stanęłam na nogi. Na początku nie poznawałam siebie. Nagle te wszystkie trudności, które tyle mnie kosztowały, zniknęły. No może nie wszystkie, ale jest łatwiej. Wiem też, że muszę lepiej myśleć o sobie, mniej siebie krytykować, ale to jest do przepracowania na psychoterapii.
Dostęp do specjalisty to nadal problem
Tyle się już mówi o depresji, są różne kampanie społeczne, w dużych miastach powstają Centra Zdrowia Psychicznego, które deklarują pomoc, bez rejestracji, w ciągu 72 godzin od zgłoszenia. Dziś chyba łatwiej sięgnąć pomoc niż kilka, kilkanaście lat temu?
Jest łatwiej, ale nie jest łatwo. Kampanie wyglądają lepiej na papierze, niż w rzeczywistości. W dużych miastach jest nieco łatwiej, ale w małych miejscowościach dostęp do psychiatry, psychologa czy psychoterapeuty, to nadal problem. Do tego kolejki, nawet do prywatnych gabinetów. Dużo jest jeszcze do zrobienia. Ważne, żeby po pierwsze przyznać się przed sobą, potem mimo wszystkich tych trudności sięgać po pomoc, szukać jej i nie czekać latami, bo samo nie przejdzie. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestaniemy się wstydzić. Sama jeszcze ciągle mam dużo do przepracowania. Moje poranki nadal bywają trudne, ale tak jak w tej piosence od której zaczęłyśmy naszą rozmowę, mimo że bohaterka teledysku nie ma ręki, nie ma nogi, to zakłada protezy i chce się zmierzyć ze światem. I u mnie jest podobnie, chociaż depresja jest ze mną.
* Serwis / aplikacja Ann dokłada wszelkich starań, aby treści składające się na zawartość serwisu były ścisłe i poprawne. Prezentowana treść jest dostarczana jedynie w celach informacyjnych lub edukacyjnych. W żadnym zakresie nie zastępuje i nie może być utożsamiana z konsultacją czy poradą lekarską.