Wysyp zbiórek leków dla Ukraińców. Bez segregacji mogą sparaliżować system [MAGAZYN ANN]

– Są tam nawet preparaty na apetyt. Pootwierane, często przeterminowane Paracetamole czy Ibuprofeny. Wrzucone tak, jakby ktoś czyścił apteczkę. Trafiają do magazynów, wszystko się miesza, nie ma, kto tego posegregować. Ta zbieranina na koniec przewożona jest do Ukrainy, gdzie staje się jednym wielkim śmietnikiem – tłumaczy Rafał Hechmann, farmaceuta, który w Katowicach uruchomił pierwszy w Polsce Punkt Opieki Farmaceutycznej, gdzie specjaliści udzielają pomocy medycznej, ale także rozdają uchodźcom leki czy środki higieniczne.

Nie przyjmujemy leków z „przypadkowych” zbiórek

Ewelina Lis, www.ANN-zdrowie.pl: Czy w uruchomionym przez pana Punkcie Opieki Farmaceutycznej można zostawić jakieś leki dla potrzebujących uchodźców?

Rafał Hechmann: Przychodzą ludzie, którzy zorganizowali zbiórki leków, ale nikt ich nie chce przyjąć. My też nie przyjmujemy żadnych preparatów. Takie niezorganizowane zbiórki nie mają żadnego sensu.

Dlaczego?

Popatrzmy na to globalnie. Powiedzmy, że mamy sto, albo i więcej punktów. Iw każdym jest pojemnik, w którym można zostawić wszystko. Zaglądałem do kartonów z takich zbiórek i są tam nawet preparaty na apetyt. Są też otwarte, często przeterminowane Paracetamole czy Ibuprofeny. Wrzucone tak, jakby ktoś czyścił apteczkę. Są też nowe leki na różne choroby i dolegliwości.

Z każdym dniem jest ich coraz więcej. Trafiają do magazynów, wszystko się miesza, nie ma, kto tego posegregować. Są oczywiście wolontariusze, ale oni nie są farmaceutami, nie wiedzą, jak to uporządkować. Ta zbieranina na koniec trafia do Ukrainy, gdzie staje się jednym wielkim śmietnikiem i czopuje system logistyczny.

Polub nas w mediach społecznościowych i zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia. Zaawansowane funkcje Ann dostępne wyłącznie dla zarejestrowanych Użytkowników.

Oddolne zbiórki w kryzysie humanitarnym są problemem

Jak wygląda segregacja leków z takich oddolnych zbiórek?

Zabierają się za to wolontariusze, ale problem polega na tym, że w Ukrainie czy z reguły w miejscach, gdzie toczy się wojna, każdy wolontariusz jest na wagę złota. Jeżeli damy im do przejrzenia tira pomieszanych leków, to blokujemy ich pracę na ładnych parę dni. A finalnie i tak nic z tego nie będzie, bo oni nie wiedzą, co to za leki. Nie są w stanie ich posortować, bo są opisane w języku polskim, a nie ukraińskim.

Tych leków jest cała masa. I proszę sobie wyobrazić, że trzeba znaleźć miejsce do ich przechowywania, a potem środki finansowe, aby je zutylizować. Ale oddolne zbiórki leków to coś, co w każdym kryzysie humanitarnym jest problemem. Na końcu okazuje się, że więcej wychodzi z tego złego, niż dobrego. Tę tezę potwierdziły też badania, które prowadziłem na ten temat.

Pobierz i zainstaluj bezpłatną aplikację Ann Asystent Zdrowia i przeczytaj więcej ciekawych wywiadów przeprowadzanych przez nasz team medialny!

Tych leków jest cała masa. I proszę sobie wyobrazić, że trzeba znaleźć miejsce do ich przechowywania, a potem środki finansowe, aby je zutylizować. Ale oddolne zbiórki leków to coś, co w każdym kryzysie humanitarnym jest problemem. Na końcu okazuje się, że więcej wychodzi z tego złego, niż dobrego. Tę tezę potwierdziły też badania, które prowadziłem na ten temat.

Prowadził pan badania dotyczące zbiórek leków?

Tak, akurat studiowałem zdrowie publiczne w Australii i pisałem pracę magisterską dotyczącą efektywności darowizn leków. Świetnym przykładem jest Sri Lanka. Okazuje się, że takie niekontrolowane, oddolne zbiórki sparaliżowały system pomocy po tsunami. Trafiło tam tyle przypadkowych, pomieszanych leków, że oni musieli wynajmować magazyny, żeby pomieścić te dary. Następnie preparaty przeniesiono do szpitali.

Widziałem na własne oczy sale operacyjne i gabinety, które zamieniły się w wielkie magazyny z lekami. Większość z nich była nieuporządkowana i przeterminowana. Nadawała się jedynie do utylizacji, ale nie miał się tym, kto zająć. A sama utylizacja leków jest, jak na tamte warunki, bardzo droga.

Ważne by odpowiednio opisać i transportować potrzebne leki

Jak mądrze pomóc?

Możemy wspierać finansowo tych, którzy wiedzą, jak to powinno być zorganizowane. Więcej dobrego zrobi pięćdziesiąt złotych przekazane na rzecz organizacji, która ma wiedzę, jakie leki są potrzebne w Ukrainie oraz jak je tam zawieźć w odpowiednich warunkach, niż pięćset złotych wydane na zakup leków, które wydają nam się potrzebne, a wylądują w kartonach i nikt nie będzie wiedzieć, co z nimi zrobić, albo jak je przetransportować.

Jak wygląda transport leków?

To zależy, o jakich lekach mówimy. Na przykład insulina musi być przewożona w chłodni. Ona nawet z hurtowni do apteki, gdzie podróż trwa godzinę, musi znajdować się w lodówkach. Zresztą, nie tylko insulina, ale wiele innych leków wymaga przewozu w warunkach chłodniczych.

Jeżeli za transport odpowiada wyspecjalizowana organizacja, to ona zakupi zbiorcze opakowania, które będzie można posegregować jeszcze przed wyjazdem na wojnę. Takie zakupy w hurtowych ilościach są też tańsze. Można te leki opisać w języku ukraińskim, dołączyć listy przewozowe, co sprawi, że Ukraińcy będą wiedzieli, czym konkretnie dysponują.

Jakie leki i środki farmaceutyczne są najpilniej poszukiwane?

W obecnej fazie konfliktu mamy do czynienia z medycyną pola walki, czyli najbardziej potrzebne są opatrunki, środki niezbędne do wykonywania zabiegów, do znieczuleń oraz nici chirurgiczne. Moim zdaniem to się będzie zmieniać, bo w Ukrainie zacznie też brakować leków na choroby przewlekłe. I wtedy będzie musiała wkroczyć pomoc instytucjonalna. To nie będzie mogło się opierać na zbiórkach leków w nieautoryzowanych punktach. Będą musieli zająć się tym wyłącznie fachowcy znający realne potrzeby.

Dzięki funduszom można szybciej zorganizować potrzebne rzeczy

A jakie potrzeby mają uchodźcy, którzy trafiają do Punktu Opieki Farmaceutycznej w Katowicach?

Przychodzą przeziębieni, wyziębieni, odwodnieni, z otarciami i biegunkami. Dostają od nas poradę i jeżeli wymaga tego sytuacja, proste leki dostępne bez recepty. Często mierzymy im także ciśnienie czy temperaturę. Robimy również przegląd leków, które przywieźli ze sobą.

Zdarzało się, że uciekając przed wojną, zabierali pojedyncze opakowania, które po dotarciu do Polski zaczynają im się kończyć. Nie wiedzą, skąd mają wziąć nowe. Te leki często są opisane w języku ukraińskim. Mamy w punkcie tłumacza. Informujemy, jakie są odpowiedniki leków w Polsce i dalej kierujemy albo do przychodni tuż obok, albo jeżeli przychodnia jest zamknięta, do apteki, gdzie mogą uzyskać receptę farmaceutyczną.

Przychodzą ludzie z kończącymi się lekami na nadciśnienie, cukrzycę. Ale zdarzają się też poważniejsze schorzenia.

Polub nas w mediach społecznościowych i zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia. Zaawansowane funkcje Ann dostępne wyłącznie dla zarejestrowanych Użytkowników.

Jakie?

Przyszła pani, która choruje na nowotwór. Zgłosiła się z prośbą o informację, gdzie ma się dalej leczyć. My takie osoby kierujemy do odpowiednich instytucji, które zajmują się opieką nad chorymi na raka, albo podajemy numery telefonów infolinii onkologicznych dla obywateli Ukrainy. W punkcie pojawiła się też kobieta z obłożnie chorą podopieczną na wózku inwalidzkim. Przekazaliśmy jej środki higieniczne, czyli pieluchomajtki, podkłady oraz pampersy.

Dzięki funduszom zebranym w internetowej zbiórce jesteśmy w stanie takie rzeczy zorganizować w kilkanaście, najpóźniej kilkadziesiąt minut. To jest bardzo ważne. Te osoby są w ruchu, często jadą dalej lub są relokowane, więc wszystko musi odbyć się bardzo szybko. Nie ma jeszcze wielu uchodźców z niepełnosprawnościami czy przewlekle chorych, bo nie jesteśmy jeszcze na tym etapie.

Najpierw uciekają w miarę zdrowi, którzy mają pieniądze i są w stanie w kilka dni zebrać swoje życie i wyjechać. Im dłużej jednak będzie trwać wojna w Ukrainie, tym więcej osób będzie do nas trafiać z poważniejszymi schorzeniami. To będą osoby niedożywione lub takie, którym się pogorszyło zdrowie, bo nie brały odpowiednich leków. Jesteśmy na to przygotowani, że będą do nas trafiali coraz bardziej chorzy ludzie.

Ilu obecnie farmaceutów działa w punkcie?

Około pięćdziesięciu. W Katowicach jesteśmy pierwszym punktem, do którego może zgłosić się uchodźca, jeżeli ma jakiekolwiek problemy ze zdrowiem i lekarstwami. Nasz punkt został uruchomiony w porozumieniu z punktem recepcyjnym. Jest czynny od godziny ósmej rano do godziny osiemnastej. W nocy nie działamy. Ludzie, którzy przyjechali wcześniejszymi transportami śpią i czekają do rana na kolejny transport. Niewykluczone, że uda nam się dzięki internetowej zbiórce uruchomić takie punkty w innych miastach.

fot. Anna Lewańska

Jest pan farmaceutą, ale także wieloletnim pracownikiem sektora pomocy humanitarnej – nadzorował pan jej dostarczanie w takich miejscach jak Strefa Gazy, Haiti, Somalia, Sudan Południowy, Libia, Polska czy właśnie teraz Ukraina.

W Strefie Gazy zajmowałem się ściekami, czyli koordynowałem budowę kanalizacji. Na Haiti budowaliśmy schronienia dla osób, które straciły domy w wyniku trzęsienia ziemi. Dostarczaliśmy też materiały do produkcji protez dla ludzi, którzy –również w wyniku trzęsienia ziemi – musieli mieć amputowane nogi.

W Somalii przygotowywałem całą koncepcję i strategię dotyczącą pomocy, czyli rozeznanie i zapotrzebowanie. Na podstawie mojego raportu były realizowane dalsze prace.

Podczas walk w Sudanie Południowym przekazaliśmy kobietom ze spalonych wiosek, które straciły dach nad głową, materiały sanitarne czy koce. Także podczas kryzysu uchodźczego na granicy libijsko – egipskiej. Utknęły tam tłumy pracowników, którzy byli tam zatrudnieni przy wydobyciu ropy. Egipt ich nie wpuszczał na swoje terytorium. Utknęły tam również kobiety z dziećmi. Na granicy była rozdawana żywność i koce. Potrzeby kobiet były kompletnie zaniedbane, dlatego dostarczaliśmy im materiały higieniczne.

Czy widzi pan jakieś punkty wspólne tych kryzysów?

Zawsze są punkty wspólne, ale trzeba też pamiętać, że każdy kryzys humanitarny jest inny. Na pewno początkowa faza jest podobna, czyli odpowiedź ludzi na apele o pomoc. Zazwyczaj jest tak, że odzew jest ogromny. Problem pojawia się wtedy, kiedy kryzys się przedłuża, potrzeby rosną, a zainteresowanie udzieleniem pomocy maleje.

Może pojawić się zniecierpliwienie?

Trzeba przygotować ludzi, że ten kryzys może trochę potrwać. Teraz wygląda to tak, że uchodźcy przychodzą do punktu recepcyjnego, ktoś oddaje im swoje mieszkanie, albo przyjmuje pod swój dach. Hotele i pensjonaty także użyczają noclegu. I już teraz trzeba pomyśleć, co zrobić z tymi ludźmi, bo za trzy lub cztery tygodnie ci, którzy teraz udzielają pomocy powiedzą: „no coś trzeba zrobić, uchodźcy nie mogą z nami mieszkać przez najbliższe dziesięć lat”. Już teraz trzeba planować edukację ukraińskich dzieci.

Do Polski może przyjechać około trzech milionów ludzi. Oni nie mogą zamieszkać w dziesięciu największych miastach, bo za kilka tygodni dojdzie do paraliżu systemu zdrowotnego czy szkolnego. Trzeba ich relokować do mniejszych miast, miasteczek i wsi, trzeba przygotować ludność, że uchodźcy się u nich pojawią. O tych rzeczach już teraz trzeba myśleć, bo za kilka tygodni zaczną się problemy.

My teraz działamy na adrenalinie, pomagamy Ukrainie, w geście solidarności ustawiamy niebiesko – żółte flagi na Facebooku, ale za chwilę będziemy zmęczeni. I to zmęczenie przyjdzie, kiedy problemy i potrzeby ludzi uciekających przed wojną będą dużo większe niż teraz.

Autor: Ewelina Lis/Ann Asystent Zdrowia

Czytaj więcej w Ann:

fot. Anna Lewańska
0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *