Magazyn Ann: Młode z rakiem piersi. „Dziecko, co ty wymyślasz, jaki rak, w tym wieku?” [AUDIO]

– Miałam nadzieję, że zgłosi się, chociaż kilka osób. 48 godzin po publikacji w skrzynce było ponad 80 wiadomości, a w nich radość, że w końcu ktoś chce pokazać, że na raka piersi chorują nie tylko nasze mamy, ciocie czy babcie po 50. roku życia i starsze – mówi Patrycja Lisiecka, fotografka, inicjatorka kampanii „Młode z rakiem” poświęconej dwudziesto- i trzydziestolatkom, które zachorowały na nowotwór piersi.

Ewelina Lis, Ann Asystent Zdrowia: Obie piersi traktujesz z taką samą czułością?

Patrycja Lisiecka: Boję się dotykać lewej, czyli tej „zdrowej”. Po operacji, w której wycięto mi guza i kawałek tkanek z prawej piersi, jeszcze dokładniej się badam, niż wcześniej. Rezonans pokazał, że wszystko jest w porządku, ale mam lęk przed każdym samobadaniem, szczególnie po lewej stronie. Stoję przed lustrem i boję się, że jeszcze coś znajdę.

„Coś” tam jest

Kiedy patrzysz na siebie w lustrze, to widzisz całe ciało czy przede wszystkim piersi?

Widzę silną kobietę, która dała radę z rakiem, ale widzę też ciało, które sprawiło mi psikusa. Trochę mu nie ufam. Chcę o nie zadbać, a mam w głowie takie przekonanie, że coś mi zrobiło. I chciałabym myśleć, że to wszystko się już nie powtórzy. Wykrzyczeć: „nie zrobisz mi tego”.

Ile miałaś lat, kiedy zachorowałaś?

Dwadzieścia osiem. Tyle że ja już kilkanaście miesięcy wcześniej wiedziałam, że „coś” tam mam.

arch. prywatne P. Lisiecka

Rak? Guzek rośnie

Co to znaczy, że wiedziałaś?

Dbam i dbałam o swoje zdrowie. Regularnie się samobadałam, chodziłam też na USG, które w listopadzie, półtora roku wcześniej, wykazało, że jest jakiś mały guzek w piersi. Lekarze przekonywali mnie jednak, że w moim młodym wieku nie robi się biopsji. Zalecili kontrolne USG co pół roku. Ale ja jestem panikarą i chodziłam co cztery miesiące.

I przez te półtora roku za każdym razem słyszałam, że guzek nieznacznie rośnie, ale nie mam czym się martwić, bo u takich młodych dziewczyn, to są zazwyczaj łagodne zmiany. One się pojawiają, a czasem znikają. Prosiłam, żebyśmy to sprawdzili i zrobili biopsję. Miałam w głowie myśl, że moja babcia chorowała na raka piersi, więc jestem w grupie zwiększonego ryzyka. Dopiero w styczniu lekarz stwierdził: „dobra, zróbmy tę biopsję, żeby pani była spokojna”. W marcu usłyszałam diagnozę – rak piersi.

Wygrana

Lekarze byli zdziwieni?

Wszyscy byli w szoku. Okazało się, że to nie jest łagodna zmiana, tylko złośliwa, na szczęście wykryta w pierwszym stadium. Nie miałam przerzutów do węzłów chłonnych, wszystkie inne badania były w porządku. Czuję się dziś wygraną, bo u mnie pierwszym etapem leczenia była operacja oszczędzająca, więc miałam zachowaną pierś, wycięty został tylko guz. Lekarze zrobili też onkoplastykę. Nie przyjmowałam chemii, chodziłam za to przez cztery tygodnie na radioterapię.

WERSJA AUDIO ARTYKUŁU: Młode z rakiem piersi

P. Lisiecka

To nie są moje wyniki

Wiele osób, kiedy dowiaduje się, że ma nowotwór pyta: „dlaczego ja”?

U mnie pojawiło się inne pytanie: „dlaczego teraz”? Nie obwiniałam świata, że zachorowałam, ale dziwiłam się, bo byłam na wymarzonym etapie w życiu. Wszystko się układało, i w pracy, czyli w klubie piłkarskim, i w życiu prywatnym. I nagle dowiaduję się, że mam raka piersi. To jest coś, co zwala z nóg.

To było tym bardziej zaskakujące, że u mnie wszystkie czynniki, które zwiększają ryzyko zachorowania na raka piersi, nie miały miejsca. Nigdy nie byłam otyła, nie miałam problemów z alkoholem i innymi używkami. Byłam aktywna fizyczna. Kiedy usłyszałam diagnozę, to pomyślałam: „Nie, to nie są moje wyniki. Coś musi być nie tak”.

Tempo błyskawiczne

Może pomyłka?

U mnie biopsja była zrobiona dwukrotnie. Długo czekałam na ostateczny wynik. Co chwilę dzwoniłam do szpitala, ale oni po dwóch tygodniach wiedzieli, że coś jest nie tak i wysłali wymaz do ponownego sprawdzenia. Po rozmowie telefonicznej z lekarzem, który zapytał, jak szybko mogę być w szpitalu, wiedziałam, że to coś poważnego. Przyjechałam w 15 minut. W gabinecie czekała na mnie koordynatorka ds. leczenia, psychoonkolog i lekarz. Operacja oszczędzająca została wyznaczona w tempie błyskawicznym.

P. Lisiecka

Ile wycięto z piersi?

Guz miał półtora centymetra, ale fragment był pobrany do biopsji, a w czasie operacji usunięto osiem milimetrów.

Sprawdzałaś po operacji, ile z tej piersi zostało?

Byłam ciekawa, jak to wygląda, ale operacja zakończyła się późno i nie bardzo miałam siłę. Dopiero rano zapytałam lekarzy: „jak poszło?”. Usłyszałam od nich, że usunęli guza, zakres zdrowych tkanek i dwa węzły wartownicze. Przed operacją wprowadzony do piersi został specjalny barwnik. Zabarwione fragmenty zawsze trzeba usunąć.

Operacja oszczędzająca, w zależności od umiejscowienia guza, może być przeprowadzana na różne sposoby. Ja miałam guza wysoko nad piersią, w górnym płacie, tuż pod obojczykiem, czyli na granicy. Lekarze odcięli brodawkę, dostali się do niego, a potem ją przyszyli. Kiedy po zabiegu ściągałam opatrunek, ta odcięta brodawka wyglądała strasznie. Dziś, czyli pół roku od operacji, nie ma śladu. Mało tego, prawa i lewa pierś mają taki sam kształt i taką samą wielkość. Po wygojeniu ran, przyszedł czas na radioterapię.

Laserem w tatuaże

Co się czuje w czasie radioterapii? Ból, dyskomfort?

Nic się nie czuje. Leży się na kozetce i widzi nad głową maszynę krążącą dookoła nas, bo promienie lasera świecą z różnych stron, pod różnym kątem. Widzi się tę wiązkę światła, ale nic nie boli. Laser świeci za każdym razem w te same, wyznaczone wcześniej miejsca. Ja akurat mam tatuaż, ale część ośrodków oznacza te miejsca na ciele pacjentki markerami. Te kropki zostają z nami na zawsze. U mnie jedna jest na mostku, druga nad pępkiem, i dwie na żebrach. Wszystko było dokładnie obliczone.

WERSJA AUDIO ARTYKUŁU: Młode z rakiem piersi

Menopauza przed 30-tką

O czym się myśli?

Przez dwadzieścia dni kładłam się na kozetce i przypominałam o tym, że usłyszałam taką diagnozę. Czasem pojawiały się bardziej negatywne myśli.

O wznowie?

Tak, że to może wrócić, bo to jest i będzie życie na bombie. Staram się jednak cieszyć z tego, co jest, tu i teraz. Przed operacją miałam taką myśl, że młody organizm jest silny i sobie poradzi. Że wiek jest atutem. Byłam zdziwiona, kiedy usłyszałam od lekarza, jeszcze przed operacją, że w tej mojej historii są dwa minusy. Pierwszy to wielkość piersi, moje są małe, a podobno łatwiej operuje się te większe, drugi minus to mój młody wiek.

Znajdź więcej magazynowych treści w aplikacji Ann Asystent Zdrowia. Do pobrania bezpłatnie w Google Play i App Store

WERSJA AUDIO ARTYKUŁU: Młode z rakiem piersi

Dlaczego?

Zachorowałam na nowotwór hormonozależny, a więc trzeba było mi wyłączyć hormony – progesteron i estrogeny, i wprowadzić w stan przedwczesnej menopauzy. Jestem trzeci miesiąc na hormonoterapii, która w sumie potrwa pięć lat. Mam uderzenia gorąca i zimna, za chwilę przestanę miesiączkować. Jestem przed 30-tką, a mam typowe objawy menopauzy. Dziwne uczucie.

Siniak widoczny

Kiedy postanowiłaś, że będziesz robić sobie zdjęcia?

Jeszcze przed operacją. Powiedziałam bliskim, że nawet jeżeli będę mieć chemię i trzeba będzie mi ściąć włosy, to nie przestanę. Zaczęłam to robić dla siebie, każdego dnia, aby mieć dowód na to jak się czułam. Aparat był ze mną nawet w szpitalu. Są zdjęcia z kroplówką, albo z drenem. Na radioterapię też go zabierałam ze sobą. Oczywiście zdjęcia powstawały poza gabinetem, bo tam nie można mieć żadnych urządzeń.

Jest jedno zdjęcie, bardzo sensualne, które robi ogromne wrażenie. Ty stojąca przed lustrem, trzymająca lusterko, a w nim odbicie tulipanów.

To zdjęcie jest symboliczne, bo jest pierwsze. Zostało zrobione po biopsji. Jeszcze nie wiedziałam wtedy, że za cztery tygodnie się dowiem, że mam raka piersi. Byłam jeszcze przed diagnozą. Zrobili biopsję, jest siniak widoczny, ale z myślą, że wszystko będzie w porządku.

P. Lisiecka

To zdjęcie promuje też projekt „Młode z rakiem”. Fotografujesz młode kobiety, które zachorowały na nowotwór.

Któregoś dnia stwierdziłam, że takich osób jak ja jest dużo więcej i trzeba je pokazać. Wrzuciłam na jedną z grup onkologicznych informację o tym, że szukam dziewczyn od 20 do 35 lat do sesji zdjęciowej i opowiedzenia ich historii.

Miałam nadzieję, że zgłosi się chociaż kilka osób. 48 godzin po publikacji w mojej skrzynce było ponad 80 wiadomości, a w nich historie poszczególnych kobiet i radość, że w końcu ktoś chce pokazać, że na raka piersi chorują nie tylko nasze mamy, ciocie czy babcie po 50. roku życia i starsze.

Krew w pokarmie

Ile lat ma najmłodsza kobieta z rakiem piersi, która zgłosiła się do sesji zdjęciowej?

Obecnie ma 21 lat, a zachorowała rok wcześniej. W każdej wiadomości kobiety mówiły, że po diagnozie czuły się osamotnione. Opisywały straszne rzeczy. Kiedy traciły włosy i szły ulicą bez peruki, to słyszały komentarze od starszych pań: „o, jaka moda teraz, jak ona wygląda, chodzi łysa”.

Kiedy tłumaczyły, że to nie moda, a rak, to padało z kolei: „dziecko, co ty wymyślasz, jaki rak, w tym wieku?”. Sama to przerabiałam. Kiedy pojawiłam się w szpitalu po raz pierwszy, to zapytano mnie, czy przyszłam na staż. Ludzie nie przypuszczają, że młode kobiety też chorują.

Rak dzień po porodzie

A lekarze?

Oni sami często początkowo nie dowierzają i rzucają, że rak w tym wieku się nie zdarza, więc można być spokojnym. A wynik biopsji pokazuje potem coś innego. Te wiadomości wskazują też, że prawie połowa dziewczyn dowiedziała się o raku piersi, będąc w ciąży. I przyjmowała wtedy chemię.

To też jest taki temat, o którym się nie mówi za dużo. Jedną z kobiet zdiagnozowano dzień po porodzie, bo w pokarmie pojawiła się krew. Dramatyczna sytuacja. Rodzisz dziecko, jest zdrowe, wszystko jest super, a na drugi dzień okazuje się, że masz raka piersi i nie wiadomo, co z tobą będzie.

Zdjęcia są czarno-białe.

Te portrety są naturalne, wersja vintage stylizowana na lata 60. i 70. Zdjęcia są minimalistyczne, sensualne, nie chcieliśmy, żeby to była erotyczna sesja skupiająca się na bliznach. Zamysł jest taki, że pokazujemy szczęśliwe, odważne kobiety.

WERSJA AUDIO ARTYKUŁU: Młode z rakiem piersi

Jaka była atmosfera w czasie sesji?

Na początku dziewczyny były zestresowane, zawstydzone, ale kiedy zaczęłyśmy rozmawiać, to zrobiło się luźniej. Przyszły kobiety po mastektomii jednostronnej, obustronnej, z rekonstrukcją i bez, lub po operacji oszczędzającej. Zadawałam kilka pytań: jak się czują, jak przebiegało ich leczenie.

One miały świadomość, że po drugiej stronie obiektywu jest osoba, która przez to samo przechodziła. Otwierały się. Niektóre płakały. Ja opowiadałam swoją historię, one swoją. Wszystkie nas łączy jedna myśl: diagnoza w młodym wieku rujnuje wizję życia, które ma się przed sobą. Fizycznie wiemy, że damy radę, ale psychicznie ciężko sobie z tym poradzić.

Dołujące grupy wsparcia

Co się stanie z tymi zdjęciami?

Są publikowane na naszej stronie. Do każdego zdjęcia jest dołączona konkretna historia. Powołaliśmy też stowarzyszenie i planujemy wernisaż we Wrocławiu. Oczywiście zaprosimy wszystkie uczestniczki. Zdjęcia pójdą w świat, chcemy je pokazać szczególnie w małych miejscowościach, gdzie ta profilaktyka jest na gorszym poziomie.

Czy będą kolejne sesje?

Mieliśmy trzy – we Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu, wkrótce planujemy w Trójmieście i prawdopodobnie w Krakowie. Pewnie będzie ich więcej, bo zgłoszenia nadal spływają. Jest ich ponad sto.

Dziewczyny się wspierają?

Bardzo. Niektóre po leczeniu zaszły w ciążę, inne dopiero ją planują, wymieniają się zatem doświadczeniami. Te wszystkie grupy w internecie, gdzie rozmawia się o rokowaniach i przerzutach, są dołujące. Nam brakowało społeczności, która będzie się motywować nawzajem i dawać sobie nadzieję. Skoro ja przez to przeszłam, to jakaś inna dziewczyna w podobnym wieku też da radę. Połączenie młodych daje siłę.

Energia

A jak z twoją siłą?

Musiałam się zastanowić czy mnie samej uda się dźwignąć te historie. Jak się czyta te trudniejsze rzeczy, o wznowie, o komplikacjach, to się potem myśli: „o kurczę, ze mną może być tak samo. Ale w końcu przychodziła sesja i czerpałam od tych kobiet niesamowitą energię. Widziałam na własne oczy, że rak to nie wyrok, one żyją, rodzą dzieci, rozwijają się, żyją teraźniejszą i nie przejmują się tym, co będzie.

Oglądasz czasem swoje zdjęcia?

Wracam do nich i jestem szczęśliwa, że już nic mi nie robią, to znaczy nie wywołują takich emocji, jak jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy myślałam, że zostało mi pół roku życia. Są takie dni, kiedy w ogóle nie pamiętam, że byłam chora. O raku przypomina mi się wieczorem, pod prysznicem, kiedy widzę bliznę, którą mam pod pachą. Patrzę i myślę: „Mogę ci przybić piątkę dziewczyno, jestem dumna, dałaś radę”.

Rozmawiała Ewelina Lis, Ann Asystent Zdrowia

Więcej wywiadów do przeczytania za darmo w aplikacji Ann lub po zalogowaniu na stronie:

0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *