Janek Świtała o tym, jak wygląda leczenie w Polsce: To bardziej ochronka, niż ochrona zdrowia – twierdzi znany influencer

Jeśli złamiesz nogę na Dworcu Centralnym w Warszawie, zostaniesz przewieziona do kliniki ortopedii najbliższego szpitala. Do tego, gdzie kręcono film „Bogowie”, który opowiada historię sprzed pół wieku. Warto dodać, że filmowcy musieli wyremontować tamtejszą salę operacyjną, żeby dostosować ją do standardów z lat 60. i 70. To niestety nie jest wyjątek. Są w Polsce wciąż szpitale, w których trzeba puszczać wrzątek w rurach dwa razy w miesiącu, bo walczy się w ten sposób z legionellozą – opowiada w szczerej rozmowie z Ann ratownik medyczny i influencer z Wrocławia, Janek Świtała. W sierpniu 2021 roku, po pięciu latach odszedł z pracy w publicznym szpitalu. Ilu jest jeszcze takich jak on? Nie wiadomo. W Polsce nie prowadzi się rejestru ratowników medycznych.

  • Normą jest, że jeśli chcemy się zoperować idziemy na wizytę profesorską, płacimy tysiąc złotych i po miesiącu mamy miejsce w szpitalu, na które normalnie czekalibyśmy wiele miesięcy, rok, a może nawet dłużej. I to nawet nie jest łapówka, bo za prywatną wizytę dostajemy paragon – mówi influencer, Janek Świtała z Wrocławia.
  • Znieczula nas państwowy anestezjolog, a opieka i leczenie płacona jest z publicznych pieniędzy. Wszyscy bojownicy o prawa kobiet przestają być bojownikami, kiedy ma im się urodzić dziecko. Po porodzie udajemy, że nie płaciliśmy położnej kilkuset złotych, albo nie szliśmy do lekarza, który pracuje w szpitalu, żeby prowadził naszą ciążę.
  • Jest, zupełnie, jak pod koniec XIX wieku. System ochrony zdrowia idzie na zderzenie z dziką prywatyzacją. Doszliśmy do sytuacji, w której na operację, którą trzeba przeprowadzić tu i teraz, dostaje się kilkunastomiesięczne terminy – mówi ratownik medyczny, który w 2021 roku odszedł z pracy.
  • Oczywiście nie da się stworzyć idealnego systemu, bo zawsze kogoś wykluczymy, ale pytanie, czy powinniśmy leczyć wszystko za darmo – dodaje influencer, Janek Świtała.
Cały artykuł przeczytasz także w bezpłatnej aplikacji Ann Asystent Zdrowia. Pobierz Ann za darmo i pomóż nam się rozwijać!

Janek Świtała ma 28 lat i 100 tysięcy fanów na Instagramie

Dorota Kuźnik, Ann Asystent Zdrowia: Jaki miałeś cel, gdy zakładałeś kanał na Instagramie? Dziś obserwuje Cię blisko 100 tysięcy osób. Masz 28 lat. Myślisz, że możesz coś zmienić?

Janek Świtała, ratownik medyczny i influencer: Chciałem edukować, tłumaczyć dlaczego tak wygląda sytuacja w polskiej ochronie zdrowia. Skąd bierze się, że pacjenci czekają kilka godzin przy przyjęciu na SOR. Wydawało mi się, że gdy dotrę do 60 czy 100 tysięcy ludzi, to coś się zmieni.

Niestety dotarłem do ściany – 100 tysięcy ludzi powiedziało „Ojej, jakie to wszystko straszne – szkoda że nic z tym nie można zrobić”. Nie powiem, były też sukcesy. Na przykład gdzieś tam w społeczeństwie usłyszano nasz głos, media głownego nurtu zaczęły zauważać pielęgniarki, położne, czy ratowników medycznych.

Ludzie wiedzą, że to nie tak, że zasuwa tylko pan doktor, a reszta dzieje się sama. Tylko dalej – systemowo nie wynikło z tego nic. W międzyczasie zatrudniono pana ministra ds. dialogu, z którym mało kto ze środowiska medycznego chce rozmawiać. Bierze za to pewnie z szesnaście tysięcy złotych miesięcznie. Tyle, ile średnio kosztuje zatrudnienie czterech ratowników medycznych. Chociaż… za takie pieniądze już i tak nikt nie chce pracować.

Na zdj. Janek Świtała, arch. pryw. / oddzialzakazny.pl.

Wydajesz się tym wszystkim bardzo sfrustrowany, zmęczony, smutny. W sierpniu odszedłeś z pracy. Z państwowego szpitala. Z pewnej, stabilnej pracy. Wczasy pod gruszą, trzynastka. Dlaczego?

Ja bym bardzo chciał pracować w szpitalu i może kiedyś do tego wrócę, ale jest kilka składowych, które przeważyły za rezygnacją. Ostatnio zdarza się coraz więcej osób, które wprost grożą mi śmiercią, mówią że zawisnę na latarni, albo zostanę skazany na śmierć przez polskie państwo podziemne. I po trzech falach pandemii wiedziałem kim będę się zajmował w czwartej fali. Właśnie tymi wszystkimi, którzy pisali takie rzeczy. Nie zapominajmy, że Ci sami ludzie twierdzą że to jest eksperyment medyczny, że bierzemy kasę od Sorosa… Czasem po prostu trudno dyskutować takimi absurdami. I wtedy pomyślałem sobie… czy serio chce mi się przechodzić przez to samo piekło i ryzykować swoim życiem dla ludzi, którzy robią wszystko żeby umrzeć? Jeszcze gdyby było tak, że zarobki byłyby na tyle satysfakcjonujące, że rekompensowałyby ryzyko, to byłby to pewien układ. Ale tak nie jest.

Kolejna rzecz to przygnębienie, które wynika z ogólnego marazmu i niedasizmu. Odchodziłem w momencie, w którym padał SOR za SOR-em, a ten w szpitalu w którym pracowałem, trwał niczym wyspa w oceanie szamba. Mieliśmy coraz więcej pacjentów, łącznie z dziećmi z urazami, którymi powinny się zajmować inne jednostki. Nikogo jednak to nie obchodziło, ale gdyby coś się stało, gdyby ktoś umarł, został przeoczony w natłoku pracy, to prokuratora nie interesuje, że do obsłużenia jest setka pacjentów. Widzi tylko, że umarł człowiek.
Nie trzeba zresztą sięgać po historie hipotetyczne, bo moja koleżanka – pielęgniarka z Katowic wielokrotnie zgłaszała, że łóżka na oddziale są niesprawne i nie jest w stanie zapewnić pacjentom bezpieczeństwa. Pewnego dnia stało się to, o czym wielokrotnie mówiła. Z łóżka odpadła barierka i pacjent spadł na ziemię, chyba nawet złamał sobie nogę. Jak myślisz, kto odpowiedział za to? Dyrekcja szpitala, którą wielokrotnie informowała, czy ona, która była sama na nocnym dyżurze z sześćdziesiątką pacjentów?

Miej zdrowie zawsze w kieszeni z aplikacją Ann Asystent Zdrowia.

Służba zdrowia w Polsce i Janek Świtała

Co Twoim zdaniem leży u podstaw problemu systemowego?

Problemem jest podejście, że koszt powinien być publiczny, a zysk prywatny. Normą jest, że jeśli chcemy się zoperować idziemy na wizytę profesorską, płacimy tysiąc złotych i za chwilę mamy miejsce w szpitalu, na które normalnie czekalibyśmy wiele miesięcy, rok, a może nawet dłużej. I to nawet nie jest łapówka, bo za prywatną wizytę dostajemy paragon. Ale miejsce mamy w szpitalu państwowym, gdzie znieczula nas państwowy anestezjolog, a opieka i leczenie płacona jest z publicznych pieniędzy. Wszyscy bojownicy o prawa kobiet przestają być bojownikami, kiedy ma im się urodzić dziecko. Po porodzie udajemy, że nie płaciliśmy położnej kilkuset złotych, albo nie szliśmy do lekarza, który pracuje w szpitalu, żeby prowadził naszą ciążę. To jest właśnie medyczny Bangladesz, w którym żyjemy. Jeszcze chwila zresztą i Bangladesz wyprzedzi nas w poziomie wyszczepienia.

Myślisz, że ludziom to odpowiada?

Jest, zupełnie, jak pod koniec XIX wieku. System ochrony zdrowia idzie na zderzenie z dziką prywatyzacją. Doszliśmy do sytuacji, w której na operację, którą trzeba przeprowadzić tu i teraz, dostaje się kilkunastomiesięczne terminy.

Coraz częściej jedynym ratunkiem jest zbieranie pieniędzy po znajomych albo organizacja zbiórki crowdfundingowej. I albo poruszysz serca milionów pisząc ckliwą historyjkę, albo zlituje się nad tobą jakiś influencer, który to poda dalej, albo umrzesz i będziesz kolejnym nadmiarowym zgonem. Tylko my, jako społeczeństwo, nie rozmawiamy o tym jak to naprawić.

Nie ma nawet debaty co zrobić, żeby poprawić aktualny, beznadziejny standard. Podejmowane kroki działają na zasadzie dolewania wody do wiadra z dziurą. Nikt nie myśli jak tą dziurę załatać, tylko jak często trzeba będzie dolewać wody, zanim wypłynie. No i najsmutniejsze jest to, że pandemia wchodzi już w trzeci rok i nie rozmawiamy o tym, co trzeba naprawić, żeby te ogniwa systemu, które poległy najszybciej, wytrzymały przy kolejnym nacisku trochę dłużej. W ogóle się o tym nie podejmuje dyskusji.

A co w takim razie trzeba by było zrobić Twoim zdaniem, żeby te dziury przestały się tworzyć?

Muszą zwiększyć się nakłady na ochronę zdrowia, bo nie żyjemy już w czasach Bismarcka, kiedy wymyślono system, że zdrowi płacą na chorych. W XIX wieku nie operowaliśmy guzów przysadki, nie wchodziliśmy ludziom do serca przez udo, ale w związku z tym, że medycyna idzie do przodu, jest to wszystko coraz bardziej kosztochłonne.

Ponadto sądzę, że trzeba dopuścić do głosu prawdziwych ekspertów, których w aktualnym systemie według mnie nie ma. Bo doprowadzenie do sytuacji, w której pierwszego stycznia nie wyjeżdżają w stolicy 34 zespoły ratownictwa medycznego, zakrawa dla mnie o zdradę stanu. Przecież sytuacja, w której dyrektor szpitala nie może sobie poradzić przez miesiąc z tym, że jego SOR nie działa, powinna być sprawą do zainteresowania się przez prokuraturę. Tak sądzę. Ale żeby to wiedzieć, należy dopuścić do głosu ludzi, którzy mają o czymkolwiek pojęcie. I nie będą udawać, że jest dobrze.

To wystarczy?

Oczywiście nie da się stworzyć idealnego systemu, bo zawsze kogoś wykluczymy, ale pytanie, czy powinniśmy leczyć wszystko za darmo. Przykładem jest chociażby operacja pomniejszania piersi. Czy ona powinna być refundowana? Moim zdaniem oczywiście tak, bo za duży biust może prowadzić do kalectwa. Ale czy w stu procentach? Może powinniśmy iść w kierunku współpłacenia za niektóre zabiegi. Można byłoby przyjąć, że państwo płaci za zabiegi, które mogą prowadzić do poważnych konsekwencji, ale na przykład protezy zębów już pacjenci muszą wstawić sobie na własny koszt. Musimy przede wszystkim przyznać, że jesteśmy państwem biednym.

Zdj. Janek Świtała, arch. pryw. / oddzialzakazny.pl.

Ambulans nie przyjeżdża

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Na gruntowne zmiany, na płacenie za medycynę pacjenci w Polsce mogą niechętnie przystać.

Moim zdaniem podstawą powinno być nie przyzwalanie na patologię. Bo nad tym, jak bardzo system nie działa, zaczynamy zastanawiać się w momencie oczekiwania na karetkę z duszącym się dzieckiem na rękach. Kiedy ambulans nie przyjeżdża. Śmierć pani Izabeli z Pszczyny wyciągnęła ludzi na ulicę, ale ilu było zwykłych ludzi spoza branży medycznej, którzy kilka tygodni wcześniej wzięli udział w największym w ostatnich latach proteście zawodów medycznych? Promil. Z zegarkiem w ręku wystarczyło 48 godzin. Ludzi bardziej ruszyła awantura w Kuźnicy, na granicy polsko-białoruskiej.

Widziałeś więcej niż przeciętny zjadacz chleba. Miejsca w szpitalach, których nie widzą pacjenci. Myślisz, że infrastruktura w służbie zdrowia też ma swoje za uszami?

Jeśli złamiesz nogę na Dworcu Centralnym w Warszawie, zostaniesz przewieziona do kliniki ortopedii najbliższego szpitala, gdzie kręcono film „Bogowie”. Przypominam, że filmowcy musieli wyremontować salę operacyjną, żeby dostosować ją do standardów z lat 60. i 70. Zresztą, twórcy filmu mówili o tym jako o ciekawostce w jednym z wywiadów. Są szpitale, w których trzeba puszczać wrzątek w rurach dwa razy w miesiącu, bo walczy się w ten sposób z legionellozą. Zgodnie z wytycznymi WHO szpitale powinno się budować na 30 lat, potem je rozbierać, zasypywać solą i stawiać na nowo. I rozumiem walory architektoniczne i zabytkowe niektórych obiektów, ale nie mam zamiaru zarazić się jakimś syfem sprzed 200 lat tylko dlatego, że ktoś nie ma odwagi podjąć decyzji, że trzeba to wszystko zburzyć i postawić od nowa. Ale kończy się zawsze na tym samym – ludzie mówią, że to straszne i szkoda, że nic nie można z tym zrobić.

Zdj. Janek Świtała, arch. pryw. / oddzialzakazny.pl.

Służba zdrowia w Polsce i futurologlia

Biorąc pod uwagę, że Twoje przewidywania już kilka razy się sprawdziły, to spróbuj powiedzieć, jak Twoim zdaniem będzie wyglądała służba zdrowia w Polsce za dwa lata. Taka futurologia ala Stanisław Lem.

Dwa lata to czas, w którym może zmienić się bardzo wiele, ale ja nie widzę żadnych dobrych ruchów. Nie zdziwi mnie, jeśli przy wzywaniu karetki, za dwa lata będzie padało pytanie, czy mamy dodatkowe – prywatne ubezpieczenie, bo jak państwowe, to słabo. Może za godzinę jakiś ambulans przyjedzie. A jak prywatnie, to będą za chwilę. Oczywiście, prywatny sektor słżby zdrowia, to też jest w sumie pic na wodę. Ratowanie ludzkiego życia absolutnie nie jest procesem, który komukolwiek się opłaca. No i pytanie, czy w państwowym systemie za dwa lata będzie miał kto pracować. Bo największym problemem, o którym się nie mówi, są braki kadrowe i dziura pokoleniowa w polskiej służbie zdrowia.

Chcąc nie chcąc dążymy do tego, że nasze kadry medyczne będą w stanie obstawić jakieś 100 szpitali, a może nawet mniej. Bo młodzi ludzie nie są idiotami i jeżeli chcą wybrać zawód medyczny, to nie dlatego, że zobaczyli plakat urzędu marszałkowskiego. Obserwują takie profile, jak mój czy jeszcze kilka innych i wiedzą że rzeczywistość pracy pielęgniarki czy ratownika medycznego ma niewiele wspólnego z kampaniami politycznymi. Brakuje nam ludzi, bo za ciężką pracę ludziom trzeba zapłacić i trzeba o nich zadbać. A to się nie dzieje. Jeżeli ktoś nie sprawi, że powrót na SOR zacznie być dla mnie opłacalny nie tylko finansowo, ale też życiowo, to po co ja mam tam wracać?

Podoba Ci się ten artykuł? Pobierz za darmo aplikację Ann Asystent Zdrowia i pomóż nam się rozwijać!

Służba zdrowia w Polsce jest także w stanie zatrudniać lekarzy z zagranicy. Mamy ich coraz więcej mamy w przychodniach i szpitalach. Może więc nie będzie wcale tragedii?

Sprawdziłem to! Teraz mamy w Polsce ok. 130 tysięcy lekarzy, z czego obcokrajowców jest 1699. W ciągu ostatniego roku (red. – 2021 roku) przyjechało do Polski ok. 520. To są więc promile. Nie jesteśmy atrakcyjni, nawet dla lekarzy ze Wschodu. Jednocześnie odpływają z kraju nasi, wykształceni lekarze. Tych ludzi nie da się zatrzymać, nawet kajdankami. Co więcej. Pewnie nigdy tu nie wrócą.

Służba zdrowia w Polsce: lekarze z zagranicy czy lekarze za granicą?

Skoro kształcą się w Polsce, powinni w Polsce odrobić koszty studiów? Są takie pomysły.

Daninę można też odrobić wyjeżdżając do Niemiec i robiąc przelew w euro. Jeżeli ktoś zrobi coś takiego, młodzi ludzie zadłużą się w bankach i skończą studia, ale za to i tak my zapłacimy. Bo będą leczyć prywatnie, ale wizyta u internisty nie będzie kosztowała 100 złotych, lecz 350. Nasz system konkuruje o kadry medyczne z systemami na Zachodzie. Jeżeli chcemy zatrzymać ludzi u siebie, musimy dać im powód.

I oczywiście, środowisko medyczne też potrzebuje oczyszczenia. Dziś widać, że pełne jest kolesiostwa i nepotyzmu, ludzi od amantadyny. Co mówie w temacie aborcji Naczelna Izba Lekarska?

I bez żadnej nadziei zakończymy naszą rozmowę?

A co ja miałbym zrobić? Zacząć kolejne Powstanie? Ja bym bardzo chciał powiedzieć: zakasajmy rękawy, stwórzmy plan dziesięcioletni i wtedy, w czynie społecznym, ruszamy z budową przychodni na każdym polskim osiedlu. Nie uda się, bo społeczeństwo jest zbyt spolaryzowane. Ja chciałbym ruszyć, coś zmienić… ale jednocześnie mi się odechciewa. Na te 140 kafelków na Instagramie, które dodałem w miesiącu, połowa to były złe informacje, a druga połowa to czarny humor, który pomaga mi jakoś radzić sobie z rzeczywistością, która idzie na zderzenie z górą lodową.

Znajdź więcej rozmów w aplikacji Ann Asystent Zdrowia:

Najwyżej jakości materiały wideo, audiocasty, reportaże i rozmowy znajdziecie za darmo w aplikacji Ann Asystent Zdrowia. Pobierz Ann za darmo i pomóż nam się rozwijać!
1 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Gosia dejna
Dziękuję za wspaniały wywiad!
Dziękuję za wspaniały wywiad!