„Lepiej żyć z jednym jądrem, niż za późno się zbadać i nie żyć”. Rak nie pyta o wiek [MAGAZYN ANN]

Był w szczytowej formie sportowej. Grał mecze, strzelał gole. Szczęście dopisywało również w życiu prywatnym. Wkrótce miał przyjść na świat jego syn. I w jednej chwili walkę na boisku, musiał zamienić na walkę o życie. Diagnoza: rak jądra z przerzutami do płuc. To żona nalegała, aby jak najszybciej zgłosił się do specjalisty. Po trudnej walce – wygrał, chyba najcenniejszą rzecz – życie.  Kamil Kuczak – piłkarz, zawodnik Garbarni Kraków opowiada swoją historię walki z nowotworem i o tym dlaczego samobadanie jest na wagę życia.  

Gdyby mnie nie bolało, sam pewnie bym się nie zbadał

Agnieszka Kryszpin, www-ANN.zdrowie.pl: Kiedy pojawiła się choroba? Kiedy dała o sobie znać ? 

Kamil Kuczak, RKS Garbarnia Kraków: Pierwsze objawy miałem 3 maja 2021 roku. Był to ból w okolicach jądra. Taki specyficzny. Nie tak jak na co dzień jaki można odczuć przy lekkim trąceniu jądra. Dlatego też gdzieś tam była szybka reakcja i decyzja, aby udać się do lekarza. 

Był Pan w takiej szczytowej formie jako sportowiec. 

Tak. Oprócz tego nic mi nie dolegało. Normalnie funkcjonowałem, trenowałem, grałem w meczach. Nie czułem nic innego, żadnych innych objawów. Kompletnie nic mi nie dolegało. I chyba tak naprawdę szczęście w tym wszystkim, że jądro mnie bolało, bo pewnie sam z siebie bym się nie zbadał. 

archiwum prywatne Kamil Kuczak

Nie wierzyłem, że to może być rak jądra

Od razu zapaliła się czerwona lampka, czy raczej próbował pan ten ból w jakiś sposób zagłuszyć? 

Gdy pojawił się ból to pierwszego dnia jakby nie wziąłem tego tak na poważnie. Przecież nie raz zabolało jądro jak się człowiek trącił. Natomiast, kiedy ten ból trwał przez kolejne dni, to sam się już zbadałem w łazience. Wyczułem jakieś grudki na jądrze. Pierwsze co zrobiłem to oczywiście wpisałem od razu internecie i szukałem co to może być.

Była taka informacja, że może to być nasieniak, który pojawia się dość często u młodych mężczyzn. Ale nawet tej wiadomości nie wziąłem tak bardzo do siebie. Nie sądziłem, że to coś poważnego i faktycznie może mnie spotkać.  W następnych dniach, gdy ból wciąż dokuczał już zgłosiłem się do specjalisty. I niestety to co wpisałem w internecie się sprawdziło. 

Zazwyczaj pierwsze kroki kierujemy do Internetu. Ale z tego co Pan mówi, nie zwlekał Pan zbyt długo z tą wizytą u specjalisty. 

Nie i nie będę ukrywał, że to żona mnie do tego namówiła. Tak naprawdę ja nie chciałem iść od razu do lekarza. Bo to jest też myślę dla mężczyznę taki trochę dyskomfort pokazywać swoje przyrodzenie. Moja żona nalegała, żeby iść od razu i żeby mieć spokojną głowę. Nie musieć martwić się, że to może być faktycznie coś poważnego.

Polub nas w mediach społecznościowych i zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia. Zaawansowane funkcje Ann dostępne wyłącznie dla zarejestrowanych Użytkowników.

Teraz wiem, że to jej naleganie miało duże znaczenie. Ja tak powiedziałem sobie, że poczekam z tydzień. Jak przejdzie to ok. A jak nie przejdzie, to wtedy pójdę do lekarza. Myślę, że tydzień mógł tutaj odegrać dużą rolę w kontekście przerzutów, które się pojawiły. 

Nawet po diagnozie ciężko było uwierzyć, że to rak jądra

Pierwsza myśl jak się pojawiła jeszcze przed gabinetem lekarza. Myślał pan już o tym, że to może być nowotwór? 

Nie. Mimo tego nawet, że wpisywałem swoje objawy w internecie i pojawiały się takie informacje. Nie brałem tego naprawdę pod uwagę. Szczególnie, że kilka dni wcześniej grałem w meczu, gdzie strasznie było zimno i wiało, lało. Myślałem, że może to jakoś na mnie wpłynęło. Może jakieś osłabienie organizmu bardziej. Takie rzeczy brałem pod uwagę. I nawet na kilka minut przed wejściem do gabinetu nie pojawiła się taka myśl, że to może być guz czy nowotwór. Prawdę powiedziawszy nawet po diagnozie ciężko było mi to uwierzyć. Poszedłem nawet do innego specjalisty, żeby to potwierdzić, że to faktycznie jest guz. Niestety diagnoza się potwierdziła i musiałem troszkę się z tym pomęczyć.  

Jaka pierwsza reakcja, kiedy usłyszał Pan tę diagnozę i to nawet dwukrotnie? 

Tak naprawdę najbardziej się bałem o to, że, za chwilę urodzi mi się dziecko i nie wiadomo co będzie ze mną. Myślałam wtedy jak to wszystko będzie. Nawet jeśli uda się pokonać raka, to będę musiał więcej czasu poświęcić sobie, niż cieszyć się z tego, że za chwilę przyjdzie na świat mój syn. Nie będę mógł wyczekiwać jego narodzin. Dużo też myślałem o żonie. Była wtedy w ciąży, nie chciałem, żeby się stresowała. W myślach miałem też rodzinę. Rodziców, którzy bardzo to wszystko przeżywali. Ja osobiście tak naprawdę też gdzieś tam bardzo to przeżywałem. Starałem się jednak tego nie pokazywać, żeby inni nie widzieli, że się zamartwiam.

Przeczytaj więcej ciekawych wywiadów i rozmów ze specjalistami w bezpłatnej aplikacji Ann lub po zalogowaniu na stronie!

Żony nie było podczas wizyty u specjalisty, kiedy usłyszał pan diagnozę? 

Żona nie poszła ze mną. Natomiast czekała w samochodzie przed kliniką. Pamiętam, jak przyszedłem poprosiłem, żeby sobie usiadła, bo diagnoza jest ciężka.

Jak to odebrała? Była wtedy w ciąży, więc musiał być Pan chyba szczególnie delikatny w tym przekazie. 

Tak, zdecydowanie to był trudny moment. Jak lekarz powiedział mi, że jest to guz to poprosiłem, żeby słowo w słowo mi przekazał jak to teraz wszystko będzie wyglądać. Chciałem dokładnie wiedzieć co mnie czeka i na co trzeba się przygotować. I dokładnie to co usłyszałem od lekarza przekazałem żonie. 

Kamil Kuczak wygrał z rakiem jądra / archiwum prywatne Kamil Kuczak

Nie pomogło to, że jej dokładnie wszystko tak samo wytłumaczyłem. Uspokajałem, że wszystko będzie dobrze i to jest kwestia jedynie usunięcia tego jądra. Żona wpadłam w płacz oczywiście. Przez pierwszych kilka dni cały czas dopytywała czy się dobrze czuję, czy nic innego mi nie dolega. Tak naprawdę nic innego mi nie dokuczało oprócz tego bólu. To było początkowe stadium.

Pan sam wierzył w to, że wszystko będzie dobrze?  

Akurat w tym aspekcie to zdecydowanie tak. Muszę powiedzieć szczerze, że jakby nie przyjmowałem innego scenariusza do siebie niż to, że pokonam nowotwór. Liczyłem się też z tym, że mogą pojawić się na przykład przerzuty. Wszyscy mówili, że nie powinien mieć przerzutów. Natomiast ja się z tym liczyłem, że będą. Przecież też nigdy nie sądziłem, że będę miał guza jądra a mnie spotkał.

Słyszałem historie, że przy takich nowotworach są często przerzuty. Dlatego brałem pod uwagę, że mogą i u mnie się też pojawić. Dzięki takiemu myśleniu i nastawieniu było trochę łatwiej potem to strawić. I nie brałem do głowy innego scenariusza. Nastawiony byłem na to, że po prostu pokonam raka i będę się cieszył życiem nadal.  

Pobierz i zainstaluj bezpłatną aplikację Ann Asystent Zdrowia i przeczytaj więcej ciekawych wywiadów przeprowadzanych przez nasz team medialny!

Trzymał się Pan kurczowo tej myśli: będzie dobrze wygram tę walkę? 

Zdecydowanie tak. Raczej nie było jakichś momentów załamania. Myślę, że najgorszym momentem już po diagnozie była informacja, że są przerzuty. Mimo tego, iż tutaj liczyłem się z tym, że mogą być, to jednak cicha nadzieja była. Liczyłem po chichu, że pani doktor onkolog powie „już go nie ma” Jak teraz o tym myślę, to może właśnie dzięki temu, że się nie nastawiałem, to łatwiej było mi się z tym wszystkim uporać. W sumie jeden dzień mi zajęło, żeby te wszystkie informacje strawić i potem raczej już twardo stąpać po ziemi. I myślałem już tylko, że go pokonam. Wygram z rakiem jądra.

Nie powiedziałem drużynie o tym, że mam raka jądra

Jest Pan takim aktywnym sportowcem, kocha Pan piłkę. Ale kiedy otrzymał Pan diagnozę „rak jądra” trzeba było przestać grać? Jak szybko zrezygnował pan ze sportu? 

To było nawet dla mnie trochę dziwne. Lekarz nie powiedział, że od jutra pan nie może trenować bo coś się może stać. Gdyby tak powiedział to bym przestał grać, bo tu chodzi o moje życie. Takich przeciwwskazań nie było. Guz nie mógł się rozsiać po organizmie. Do dnia operacji normalnie funkcjonowałem.

Może to dziwnie zabrzmi, ale tak naprawdę bardzo wyczekiwałem tej operacji, bo chciałem żeby to jak najszybciej bo już za mną. Wtedy wchodziła w grę kwestia mojego życia, więc to żeby odłożyć piłkę na bok nie stanowiło problemu. Oczywiście śledziłem wyniki klubu i to jak chłopakom idzie. Bardzo żałowałem, że nie mogłem im pomóc. Wtedy byliśmy w ważnym momencie w sezonie. Ale myślę, że każdy na moim miejscu by nie czekał ani dnia dłużej i to była taka naturalna decyzja z mojej strony. 

Na zdjęciu Kamil Kuczak podczas meczu, potem toczył walkę o życie i wygrał z rakiem jądra / archiwum prywatne Kamil Kuczak

Ale chyba jeden mecz jeszcze Pan rozegrał.

Nawet dwa. Tak udało mi się. Nie było przeciwwskazań do funkcjonowania normalnego. Między diagnozą a operacją to były dwa tygodnie. W tym czasie próbowałem jakoś normalnie funkcjonować.

W klubie nie powiedziałem chłopakom o mojej diagnozie. Nie chciałem im dostarczyć dodatkowych problemów. Dopiero przed samą operacją powiedziałem im co mi jest. Zrobiłem to także z powodu tego, aby inni nie użalali się nade mną i nie patrzyli przez pryzmat choroby.

Byłoby trudniej gdyby poczuł Pan, że ktoś się w jakiś sposób użala się i traktuje Pana inaczej ?

Powiem szczerze, że takie użalanie to tylko pogarsza walkę. Takie pytania :”Coś strasznego Cię dopadło”, „A czemu akurat Ciebie” – to nie pomaga. Przecież nowotwory dotykają młodszych ludzi, zdarzają się też u dzieci i ludzie są w dużo gorszej sytuacji. Dlatego nie chciałem takiego użalania nade mną. Po prostu powiedziałem – trzeba to przejść, przeboleć i wrócić do normalnego funkcjonowania.

Usunięcie jądra to nie był koniec tego horroru

Rozpoczął Pan leczenie jak ono wyglądało? Od czego się zaczęło?

Miesiąc po operacji robiłem markery nowotworowe. Potem czekałem na wynik badania histopatologicznego. Zostało zwołane konsylium i lekarze powiedzieli mi dokładnie jak to leczenie będzie przebiegało. Usłyszałem wtedy, że jeśli po tomografii będzie wszystko w porządku, to czeka mnie tylko chemia taka zapobiegawcza. Po to, żeby nic się dalej nie przeniosło. Lekarze powiedzieli mi też, że jeśli będą przerzuty – czeka mnie mocniejsza chemia i więcej cykli.

Kiedy pojawił się wynik, okazało się, że te guzki to nowotwory złośliwe. Tomografia wykazała, że są zmiany na płucach. Zastosowano wariant trzech cykli chemioterapii po 5 dni takich wlewów.

Zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia i miej swoją dokumentację medyczną zawsze przy sobie.

Po usunięciu guza zanim zostały wykonane badania kontrolne, poczuł Pan taką ulgę. Pojawiła się myśl: „Pokonałem go, mam już spokój” Czy nie?

Po operacji zapewniano mnie, że to jest tak początkowe stadium ,że powinien być koniec tego horroru. Potem okazało się, że niestety jest to dopiero początek i najgorsze jest jeszcze przede mną. Ale po samej operacji czułem rzeczywiście ulgę, że już jest to za mną i nie mam w sobie tego guza. Natomiast taka pełna ulga przyszła po chemioterapii.

Bał się Pan kiedy się okazało, że są przerzuty i że są to guzki złośliwe ?

Czy się bałem? Chyba nie. Pani doktor, która mnie prowadziła i prowadzi nadal bo jestem pod stałą opieką i stała kontrolą – bardzo dokładnie mi powiedziała jak ta droga będzie wyglądać. Zapewniała mnie, że jestem w grupie o dobrych rokowaniach, guzki nie są duże, a mój młody organizm powinien sobie poradzić. I wszystko co mi doktor powiedziała, później się sprawdzało, więc miałem do niej zaufanie. Czułem, że wie co mówi. Obawa lekka była, że to może nie pomóc, bo przecież i takie przypadki się zdarzają. Ale z drugiej strony podchodziłem do tego tak, że skoro tylu osobom chemia pomaga to dlaczego akurat mi miałaby nie pomóc. Byłem nastawiony bardzo pozytywnie do całego leczenia.

archiwum prywatne Kamil Kuczak

Straciłem włosy i brwi, ale czułem że rak też zginie

Wielu pacjentów boi się właśnie tej chemioterapii, jej skutków które niesie. Tych wszystkich niedogodności, które się z nią wiążą. Jak Pan przeszedł i zniósł chemioterapię ?

To jest właśnie ten minus chemioterapii. Mimo, że pokonuje komórki nowotworowe to daje się bardzo mocno we znaki jeśli chodzi o cały organizm. Przerzedziły mi się włosy. Po pierwszym cyklu chemii zaczęły mi mocno wypadać. Wyłysiałem. Musiałem zgolić głowę na łyso. Brwi też mi się bardzo przerzedziły. Ale to jest moim zdaniem najmniejsze zło, jeśli chodzi o skutki uboczne chemioterapii. W przypadku mojej chemii najgorszym skutkiem ubocznym było zmęczenie. I te okropne mdłości.

Nie przychodzi w takich chwilach zwątpienie? Kiedy jest tak ciężko, kiedy patrzy Pan w lustro i nie widzi tego Kamila sprzed chemii.

Szczerze mówiąc, im bardziej dostawałam że tak powiem po tyłku od chemii, tym bardziej byłem pozytywnie nastawiony. Widziałem po prostu, że ta chemia działa na mój organizm. Myślałem wtedy: skoro źle się czuję, wypadają włosy, wypadają rzęsy i brwi to znaczy, że to działa. Zdrowe komórki są niszczone, ale te nowotworowe też. I to powodowało że jeszcze bardziej chciałem walczyć z rakiem i żyć.

Pobierz i zainstaluj bezpłatną aplikację Ann Asystent Zdrowia i przeczytaj więcej ciekawych wywiadów przeprowadzanych przez nasz team medialny!

Było ciężko, a tuż obok rozgrywał się cud narodzin. Przyszedł na świat Pana syn. Udało się uczestniczyć w narodzinach?

To była bardzo ciężka sytuacja. Bardzo żałowałem, że mnie przy tym nie było. Nie mogłem żony wesprzeć. Ale teraz, z perspektywy czasu jak myślę, to ważniejsze, że syn urodził się zdrowy. Żona szybko urodziła i nie musiała się długo męczyć. Jeśli miałbym wybierać to czy mógłbym być wtedy przy porodzie, a żona musiałby się dłużej męczyć – to zdecydowanie wybieram tę opcję gdzie mnie nie ma i poród przebiega sprawnie. Jeżeli ma być mi dane uczestniczyć w narodzinach dziecka, to następnym razem może się uda.

Przyszła ulga i poczułem, że pokonałem raka jądra

Co dodawało panu sił ?

Zdecydowanie rodzina. Tak, rodzina i przyjaciele, którzy wspierali i cały czas wysyłali pozytywne słowa do mnie. Jak urodził się mój syn i był już w domu a ja musiałem iść na trzeci cykl chemioterapii – to powiedziałem sobie, że nie będzie kolejnych. To trzeci i ostatni zaplanowany. I koniec tej zabawy. Muszę wyzdrowieć i wrócić do domu, zająć się rodziną i normalnie funkcjonować.

Wygrał walkę z rakiem jądra / archiwum prywatne Kamil Kuczak

Pamięta Pan dzień kiedy lekarze powiedzieli: „Jest Pan zdrowy”

Ja tego dnia do końca życia nie zapomnę. Pojechałem na wizytę kontrolną. Wcześniej miałem zrobioną tomografię. Nie było jeszcze opisu tego badania. Kilka dni później zadzwoniła do mnie Pani doktor i powiedziała, że ma wyniki tomografii. Pamiętam słowa – „wszystko zadziałało i jest dobrze”. Pozostały niewielkie zmiany na płucach, ale nie wykazywały zmian nowotworowych.

Pani doktor zleciła mi jeszcze profilaktycznie wykonać badanie PET, żeby to potwierdzić. To był miesiąc czekania, ale warto było. U Pani onkolog byłem z wynikiem i wtedy usłyszałem, że jestem zdrowy. Ogromna ulga, kamień z serca. Pokonałem go i już to wszystko jest za mną. Teraz tylko się pilnować i żeby nie było nawrotów.

Czy dziś myśli Pan o tym początku, w takim kontekście co by było gdyby?

Raczej staram się nie rozmyślać i się nie zastanawiam co by było gdybym później poszedł do lekarza. Albo gdybym wciąż szukał kolejnych lekarzy i zwlekał ze wszystkim. Cieszę się że cała sytuacja miała taki bieg. Cieszy mnie również to, że trafiłem na dobrych lekarzy, którzy mnie właściwie poprowadzili.

Dodatkowo choroba dopadła mnie zanim wybuchła pandemia. Wtedy nie wiadomo co by było ze mną. Teraz, z perspektywy czasu myślę o tym, że dobrze, iż to wszystko już minęło. Traktuję to co przeszedłem jako dobrą lekcję. Teraz widzę, że wszystkie inne sprawy wydają się być takie błahe, mało ważne.

Rak może dotknąć każdego i w każdym wieku

Czasem warto po prostu się zatrzymać i spojrzeć na to życie z drugiej strony.

Zdecydowanie tak. Takie sytuacje w życiu dają mocno do myślenia. Żeby doceniać to, że ma się bliskich, że są przyjaciele. Spędzać każdą chwilę z rodziną, bo nie wiadomo kiedy kogoś będziemy widzieć ostatni raz. Nie odkładać rozmów i rodzinnych spotkań w czasie. Nie wiadomo przecież co czas przyniesie.

To rzadkość aby mężczyzna mówił o chorobie. Szczególnie takiej, która dotyka intymnej części. Mężczyźni niechętnie rozmawiają o takich sprawach a zdarza się, że badania uznają za niemęskie. Pan nie ma z tym problemu.

Robię to po to, aby inni nie musieli przechodzić tego co ja i moi bliscy. To naprawdę wiele kosztowało i mnie i moją rodzinę. Wiem jak bardzo wszystko przeżywała moja żona, rodzice, brat i babcia. Wszyscy bardzo się martwili. Każdy myśli – „mnie to nie spotka”. A to nie prawda. Rak jądra może dotknąć każdego i w każdym wieku. Warto oszczędzić sobie nerwów, bólu i przykrych sytuacji.

Jeśli któryś z Panów uważa, że badanie się lub wycięcie jądra jest niemęskie, to ja się z tym nie zgodzę. Można mieć jedno jądro i być zdecydowanie twardszym i męskim od innych. To nie jest tego wyznacznik. Zdecydowanie lepiej żyć z jednym jądrem, aniżeli za późno się zbadać i nie żyć wcale.

Warto wprowadzić do swojego trybu życia systematyczne samobadania?

Jak najbardziej. Z tego co mi wiadomo należy przynajmniej raz w miesiącu zrobić sobie tak badanie. Jeśli nawet coś wyczujemy to jest jeszcze czas, żeby zadziałać z leczeniem. A takie badanie zupełnie nic nie boli. Każdy może je na spokojnie zrobić sam w łazience. A jeśli nawet coś wyczujemy to jak najszybciej udać się do specjalisty. Lekarze widzą takich pacjentów wielu, więc nie ma się kompletnie czego wstydzić.

Przecież nikt z nas nie zawinił, że choroba właśnie nas dopadła.

Autor: Agnieszka Kryszpin, Ann Asystent Zdrowia

Przeczytaj więcej ciekawych artykułów w Ann:

Na zdjęciu Kamil Kuczak z rodziną. Po wygranej walce z rakiem jądra /archiwum prywatne Kamil Kuczak
0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *