Kochać za bardzo oznacza w istocie uzależnienie od drugiej osoby. Uzależnienie od miłości spotyka się wśród obu płci, choć zazwyczaj dotyczy to kobiet. O kobietach, które kochają za bardzo, a także o nałogowej miłości opowiada Anna Jerzak, psychoterapeutka integratywna, psycholożka i autorka portalu psychonomia.pl.
Zespół badaczy z Centrum Neuroetyki przy Uniwersytecie w Oxfordzie dokonał przeglądu 64 badań przeprowadzonych w latach 1957 – 2016 i okazało się, że istnieje sporo dowodów na to, iż na poziomie neurologicznym, biochemicznym, a także behawioralnym istnieje niezwykłe podobieństwo między uzależnieniem od miłości a uzależnieniem od np. alkoholu czy nikotyny.
Miłość to bardzo złożony konstrukt
Svitlana Slyvchenko, www.ANN-zdrowie.pl: Miłość jest silną więzią, która łączy ze sobą ludzi sobie bliskich. Czy miłość między dwojgiem ludzi, najpiękniejsze uczucie na świecie, może być czymś negatywnym?
Anna Jerzak: Według mnie miłość to bardzo złożony konstrukt. Nie jest to „prosta” emocja, jak smutek czy radość. Jak mówią badacze, miłość to konglomerat wielu czynników. M.in. intymności, zaangażowania, troski, wzajemności, jak również przywiązania oraz przyjaźni. Miłość nie jest także równoznaczna z zakochaniem, które dotyczy wczesnych etapów znajomości. Raczej opiera się na chemicznych procesach w naszych mózgach, co może nawet przypominać odurzenie środkami psychoaktywnymi. Jak się okazuje za „motyle w brzuchu” odpowiada aktywność układu nagrody w naszym mózgu. W 2000 r. prof. Semir Zeki i Andreas Bartels z University College London w Wielkiej Brytanii przeprowadzili badanie. Wyniki badania, podczas którego porównano obraz mózgu zakochanych i mózgu osób, którym wstrzyknięto kokainę lub pochodne opium, pokazały, że w obu przypadkach uaktywniają się te same rejony, mezolimbiczny układ nagrody pobudzany przez dopaminę.
Musimy pamiętać, że żadne emocje i uczucia, a tym bardziej miłość, same w sobie nie są złe. Lecz zachowania, które za sobą pociągają mogą nas sprowadzać na manowce, a także być dla nas bardzo niezdrowe.
Uzależnienie od miłości: nie mogę bez Ciebie żyć
Często w kontekście miłości używa się określenia, że można być od niej uzależnionym, co to w ogóle oznacza?
Myśląc o „uzależnieniu od miłości” należałoby raczej przyglądnąć się, co leży głębiej. Czyli m.in. sprawdzić jaką funkcję pełnią dla nas relacje, które nawiązujemy, co w nich zyskujemy oraz jaką rolę w nich odgrywamy. Innymi słowy musimy zrobić sobie wycieczkę do przeszłości, tam gdzie leży źródło naszych schematów i wzorców myślenia oraz zachowania.
Naukowcy zauważają jednak, że osoby zakochane, czyli na wczesnym etapie relacji, wykazują trzy podstawowe objawy, charakterystyczne dla uzależnienia. Są nimi: wzrost tolerancji, negatywne objawy odstawienia i nawrót łaknienia. W początkowej fazie zakochany zadowoli się obrazem czy obecnością ukochanej osoby od czasu do czasu, ale wraz z pogłębianiem uzależnienia nasz organizm potrzebuje coraz więcej „narkotyku”. Wtedy też padają takie stwierdzenia, jak: „Pragnę Cię” czy słynne „Nie mogę bez Ciebie żyć”. Każdy brak kontaktu powoduje, że pragniemy przynajmniej usłyszeć ukochaną osobę. Gdy to nie wychodzi, czujemy rozczarowanie. Jeśli w takim stanie zakochania, osoba zostanie porzucona, zdradzi ona wszelkie symptomy odstawienia. M.in. takie jak: depresja, napady płaczu, bezsenność. A także poczucie osamotnienia, drażliwość, jak również problemy z apetytem. Osoby w takim stanie, podobnie jak inni uzależnieni, potrafią zachowywać się nieodpowiednio, a nawet niebezpiecznie. Często narażają się na upokorzenie, tylko po to, aby znów być pod wpływem swojego „narkotyku”. Powrót do nałogu odbywa się analogicznie jak w przypadku innych uzależnionych. Wystarczy minimalny bodziec np. piosenka, widok znajomego, wspólnie odwiedzanego miejsca, aby znów zapragnąć kontaktu z byłym ukochanym i ponownie poczuć towarzyszącą dawnego związkowi euforię.
Jak widać zakochanie i miłość to bardzo skomplikowane procesy, pociągające za sobą liczne konsekwencje. A wszystko to wynika ze sposobu pracy naszych mózgów i natury ludzkiej. W tym także z zasady, że jesteśmy istotami społecznymi, które do zdrowego funkcjonowania potrzebują relacji i obecności innych ludzi.
Czytaj także: Wszystkie emocje są potrzebne, ale warto je regulować
Uzależnienie od miłości, czyli czy można kochać za bardzo?
Svitlana Slyvchenko, Ann Asystent Zdrowia: Mówi się, że gdy kochasz za bardzo, tracisz siebie kawałek po kawałku, licząc na to, że kiedyś jednak zasłużysz na miłość. Czy można kochać „za bardzo”? Jeśli tak, to jak rozpoznać taką osobę?
Anna Jerzak: Kochanie „za bardzo” nie jest przypadkiem. To pokłosie wychowania w określonym społeczeństwa i systemie rodzinnym. Bardzo dokładnie zjawisko te opisała Robin Norwood w swojej bestsellerowej książce „Kobiety, które kochają za bardzo”. Autorka na podstawie wieloletniej pracy pokazała niezdrowe schematy, dotyczące bycia w związkach, wskazała ich źródła oraz doradziła jak wyjść zwycięsko z tego potrzasku. Przytoczę za nią kilka charakterystycznych cech kobiet, które kochają „za bardzo”. Jeśli zauważamy jakąś część u siebie, to sprawdźmy od razu, czy tym samym nie doprowadzamy do dezintegracji naszego codziennego funkcjonowania oraz związków. W przypadku, gdy tak się dzieje, zachęcam, aby zacząć pracę nad tematem przy wsparciu wykwalifikowanego terapeuty. Bowiem w innym przypadku nie będziemy mieć świeżego spojrzenia na nasze zautomatyzowane wzorce myślenia i działania. Przez co skażemysię na ich nieświadome odtwarzanie.
Zbadaj swoje relacje
Można wykonać krótki test i sprawdzić, czy któreś z poniższych twierdzeń nie brzmią dla nas znajomo?
• Wychowałaś się w rodzinie dysfunkcyjnej, która nie zaspokajała twych potrzeb emocjonalnych; Byłaś pozbawiona w dzieciństwie prawdziwej troski i wsparcia. Usiłujesz to nadrobić w sposób namiastkowy, stając się czyjąś opiekunką, najczęściej mężczyzny, który sprawia wrażenie potrzebującego;
• Nie zdołałaś zmienić rodziców (lub jednego z nich) w ciepłych i czułych opiekunów. Wobec czego reagujesz silnie na znaną ci postać kogoś, kto jest uczuciowo nieprzystępny. Chcesz znów dokonać cudu. Czarodziejskim środkiem zaś ma być twoja miłość;
• Panicznie boisz się opuszczenia więc zrobisz wszystko, aby związek tylko trwał;
• Nic nie jest zbyt trudne, czasochłonne czy za drogie, jeżeli może pomóc twojemu mężczyźnie; Przywykłaś do braku wzajemności. Będziesz czekać, żywić nadzieję i wciąż próbować na nowo;
• Zawsze bierzesz na siebie ponad 50% odpowiedzialności i winy. Może towarzyszyć temu przekonanie: „to wszystko moja wina”, „na pewno to ze mną jest coś nie tak”;
• Oceniasz siebie niezwykle nisko. W głębi ducha nie wierzysz, byś zasługiwała na szczęście. Sądzisz jednak, że musisz zapracować na przywilej cieszenia się życiem;
• Ponieważ nie zaznałaś w dzieciństwie poczucia bezpieczeństwa, przejawiasz ogromną potrzebę panowania nad partnerem i waszym związkiem. Władcze zapędy maskujesz chęcią bycia pomocną;
• W każdym układzie związkowym kierujesz się nie tyle rzeczywistym wglądem w sytuację, ile swymi marzeniami o tym, jak mogłaby się ona przedstawiać;
• Możesz mieć emocjonalne, a nawet biochemiczne predyspozycje do nałogowego picia, zażywania substancji lub lekarstw bądź objadania się, szczególnie słodyczami; Ciągnie cię do ludzi „trudnych”. Bezustannie wplątujesz się w skomplikowane, chaotyczne i przykre afery miłosne. Unikasz w ten sposób skoncentrowania się na własnych problemach i własnym życiu;
• Nie podobają ci się mężczyźni zrównoważeni, spolegliwi, sympatyczni i wyraźnie tobą zainteresowani. Uważasz ich za nudnych.
Źródło naszych niezdrowych relacji leży w pierwszych relacjach z osobami znaczącymi
Wspomniała Pani o Robin Norwood. W swojej książce twierdzi ona, że „kochanie za bardzo” to pozostawanie w związku, który nie jest satysfakcjonujący, sprawia ból i cierpienie. Jaka jest przyczyna tego, że kochamy „za bardzo”?
Najczęściej źródło naszych niezdrowych schematów leży w pierwszych relacjach z osobami znaczącymi, zazwyczaj opiekunami. Pamiętajmy, że nie dla wszystkich będą to rodzice. Równie dobrze mogą to być również dziadkowie, czy inne osoby z rodziny. Badając naturę więzi brytyjski lekarz i psychoanalityk John Bowlby stwierdził, że mamy tendencję, aby nieświadomie odtwarzać klimat relacji, które znamy.
Niestety może to być również przyzwyczajenie do niestabilnych, a nawet przemocowych zachowań. Według niego najbardziej prymitywne części naszego mózgu każą nam uznawać za bezpieczne to, co znajome. Skłaniamy się więc do powtarzania sytuacji, których już doświadczyliśmy. Wiemy bowiem, jak sobie z nimi radzić. To jest dowód na to, dlaczego niektóre kobiety mają tendencję do wybierania tzw. złych chłopców na partnerów, czy dlaczego pozostajemy w relacjach, które co prawda nie są dla nas zdrowe i dobre, ale odtwarzają w naszych wnętrzach dobrze znane melodie z przeszłości.
Czytaj także: Seksualność osób starszych: seniorzy też uprawiają seks
Nałogowa miłość – to choroba?
Zdanie sobie sprawy z istnienia problemu może okazać się szansą na pokonanie go. Tym samym jest to możliwość poprawienie relacji z samym sobą i z innymi. Jak poradzić sobie z nałogową miłością oraz jakie konsekwencje może mieć dla nas nieleczenie tej choroby?
Anna Jerzak: Raczej starałabym się unikać określenia, że „nałóg miłości” jest chorobą. Mamy bowiem z nią do czynienia tylko w momencie, gdy występuje jakiś zaburzony komponent biologiczny w naszym organizmie. Dlatego jeśli posługujemy się określeniem „nałóg miłości” zawsze używajmy przy tym cudzysłowu.
Jeśli chodzi o „uzależnienie” od pewnychwzorców relacji, to pierwszym krokiem powinno być uświadomienie sobie, że właśnie „tak mam”. Tzn. wybieram takich a nie innych partnerów i moje zachowanie w relacji też jest podporządkowane jakimś uwewnętrznionym wzorcom, powinnościom, czy nakazom. W tym procesie samopoznania, można wspomóc się dobrą literaturą psychologiczną. Raczej nie polecam tzw. pop-poradników, które często mogą nie mieć wystarczającej podstawy teoretycznej i zaplecza naukowego, a więc mają potencjał, aby narazić nieświadome osoby na większe cierpienie. Zachęcam również w miarę możliwości, zdecydować się na poznawanie siebie w towarzystwie psychoterapeuty, który zapewni nam bezpieczną przestrzeń i swoją wiedzę w tym temacie. W trakcie pracy terapeutycznej staramy się bowiem z Pacjentami odkryć i nazwać te schematy oraz przyglądnąć się skąd się wzięły. Jeśli nie odkryjemy u siebie tej tendencji, to skażemy się praktycznie na ciągłe odtwarzanie niezdrowych dla nas związków, niczym w zaklętym kręgu.
Kobieta kochająca „za bardzo”: nie ma określonego schematu
Czy kobieta kochająca „za bardzo”, po zakończonym związku wchodzi w kolejny, czy raczej zostaje sama, bo nadal kocha?
Myślę, że to zależy. Jeśli nie odkryjemy tego, co nami kieruje, gdy wchodzimy w relacje oraz jak się w nich zachowujemy, to z dużym prawdopodobieństwem możemy narazić się na powtórzenie schematu z kolejnym partnerem. Jednym z takich wewnętrznych, niezdrowych wzorców może być wiara w to, że bycie w relacji jest niezbędne do życia.
Takie osoby mogą wręcz kompulsywnie szukać kolejnego partnera, gdy poprzednie uczucie wygaśnie lub, gdy zostaną porzucone. Nie ma uniwersalnych reguł, wyjaśniających, kto jak się zachowa po skończonym związku. Są to bardzo indywidualne kwestie, tak jak historie życia, które nas ukształtowały i nami rządzą do momentu uświadomienia sobie ich roli. Niezależnie od tego, jak przechodzimy rozstanie, musimy pamiętać, że uporanie się z towarzyszącym mu bólem wymaga czasu i determinacji. Warto usunąć ze swojego otoczenia wszelkie przedmioty, które przypominają o dawnej miłości. To mogą być fotografie, sms-y, pamiątki. Niestety nawet przelotny kontakt z nimi może ponownie rozbudzić w nas pamięć o byłej miłości.
Zgodzę się ze zdaniem Helen Fisher, że najlepszym lekarstwem na starą miłość jest ta nowa. To właśnie ona zapewnia wzrost dopaminy w naszym mózgu i innych dobrych neuroprzekaźników, które poprawiają nasze samopoczucie i doprowadzają do euforii. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko ponownie zakochać się. Należy lecz zadbać, aby tym razem była to dla nas zdrowa relacja.
Anna Jerzak – psychoterapeutka integratywna, psycholożka i autorka portalu psychonomia.pl. Pracuje indywidualnie z osobami dorosłymi. Oprócz pracy gabinetowej w ramach „Psychonomii” prowadzi szkolenia, pisze artykuły oraz prowadzi media społecznościowe o psychologii i psychoterapii.
* Serwis / aplikacja Ann dokłada wszelkich starań, aby treści składające się na zawartość serwisu były ścisłe i poprawne. Prezentowana treść jest dostarczana jedynie w celach informacyjnych lub edukacyjnych. W żadnym zakresie nie zastępuje i nie może być utożsamiana z konsultacją czy poradą lekarską.
Czytaj więcej w Ann:
- Modelka plus size: Sport to pasja, która daje mi siłę [ROZMOWA]
- Jak kochają WWO? Blaski i cienie relacji osób wysoko wrażliwych
- Domowa edukacja seksualna – jak wspierać dzieci? Spotkanie na żywo [LIVE]