DDA: Dorosłe Dzieci Alkoholików. „Kiedyś pójdę na terapię” [MAGAZYN ANN]

Według Janusza Korczaka „wszystko, co osiągnięte tresurą, naciskiem, przemocą, jest nietrwałe, niepewne, zawodne.” Doskonale wie o tym Marcin, cierpiący na syndrom DDA, czyli Dorosłe Dzieci Alkoholików. Gdy wchodzę, pije herbatę z miodem. W tle słyszę dźwięk bulgoczącej wody. Marcin wstaje i nalewa kawy do dwóch kubków. Oprócz nas nikogo nie ma w domu. Żona wyszła z dziećmi na spacer. 

Badania pokazują, że jedno dziecko na troje wychowanych w rodzinie alkoholowej w dorosłym życiu nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować. Aż 30% osób zmaga się z poważnymi problemami dotyczącymi własnej tożsamości, relacji, a także poczucia wartości. Takie osoby dotyka syndrom Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA). Marcin. Czy będzie niósł to piętno przez całe życie? 

Przeczytaj cały artykuł w bezpłatnej aplikacji Ann Asystent Zdrowia.

To dorośli zgotowali ten los dziecku 

Kiedy pytam Marcina o rodzinny dom, nerwowo wypija ostatni łyk kawy. Unika wzroku. Niechętnie też o nim mówi.  

Mieszkaliśmy na Jeżycach. Kiedyś dzielnica była zagłębiem patologii. Oczywiście pełno tam złodziei i alkoholików. Przemoc czaiła się za każdym rogiem. Nikogo nie dziwił widok podstarzałego Janusza żłopiącego złoty trunek przy budce z piwem. Strach chodzić po zmroku. Pamiętam też zabawy z dzieciakami na podwórzu kamienicy, którą wynajmowaliśmy. Nie wspominam tego okresu zbyt dobrze. Do dzisiaj przechodzą mnie ciarki, gdy tamtędy przechodzę. Chociaż obecnie niektórzy mówią, że szybciej zjemy tu hummus niż dostaniemy wpier… – wspomina, wzdychając. 

– Kiedy miałem 5 lat, przeprowadziliśmy się z rodzicami i bratem w inne miejsce. Ojciec prowadził własną firmę, całymi dniami nie było go w domu. Większość czasu spędzałem więc z mamą i bratem. Często bawiłem się też z kuzynami i z kuzynkami. Ojciec coraz częściej przychodził do domu pijany, a ja niechętnie wracałem do domu. Nigdy nie wiedziałem, co tam zastanę. Czy będzie spał, czy wszczynał awantury, rzucał się do matki, do mnie lub do brata. – opowiada z drżeniem w głosie.  

Dom alkoholowy. Chaos to norma

Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog i terapeuta uzależnień tłumaczy, że w domu alkoholowym panuje chaos. Nie wiadomo, czy rodzic się upije, czy będzie agresywny i czy wyniesie telewizor, bo brakuje mu pieniędzy na alkohol. Tak wygląda to w ekstremalnych przypadkach. W mniej skrajnych mama lub tata nie dotrzymuje obietnic. Powiedział, że zabierze dziecko na kajaki, po czym rano twierdzi, że boli go głowa. Potrafi też zniknąć z domu na kilka dni. Jednak wystarczy jedna osoba dorosła, która zaopiekuje się dzieckiem, podtrzyma na duchu, aby sprawić, że wiara w siebie nie zniknie i będzie w miarę normalnie funkcjonować w dorosłym życiu. Może być to nauczyciel, trener, wujek, ale także ojciec kolegi, który powie: „Słuchaj, nie przejmuj się. My Cię bardzo lubimy. Pojedziesz z nami na działkę?” „Ale masz talent do lekkoatletyki. Może weźmiesz udział w zawodach?” 

Kuzyn autorytetem w okresie dojrzewania 

Pytany o autorytet czy osobę, w której w dzieciństwie ufał, Marcin zastanawia się przez chwilę. Patrzy w ścianę, po czym wypija zimną już kawę.  

– Nie mam w życiu autorytetów, ale do pewnego momentu wzorem był dla mnie mój starszy kuzyn. Chciałem być taki jak on. Razem przeprowadzaliśmy proste eksperymenty chemiczne, słuchałem heavy metalu tak jak on i zacząłem jeździć rowerem. Później to wszystko się rozmyło. Dlatego już nie mam z nim takiego kontaktu, jak kiedyś. Nie potrafię z nim rozmawiać. Skończył studia, a pracuje fizycznie. Nie rozwija się. Nie mamy już takiej więzi, jak wcześniej. – wzdycha. 

Czytaj więcej w bezpłatnej aplikacji Ann Asystent Zdrowia!

„Wszystko kręciło się wokół ojca”

Czy dzięki kuzynowi uciekał w lepszy świat, pozbawiony zmartwień i trosk?  

– Nie wiem. Nie wydaje mi się. Zresztą staram się nie skupiać na przeszłości. To dla mnie zamknięty rozdział. Było minęło. Wiem jedno. Jako dziecko czułem się samotny. Nikt mi nie pomagał. Musiałem radzić sobie sam. Z pewnością ze szkołą było mi nie po drodze. Nie lubiłem nauczycieli. Nie rozumiałem, po co mam się uczyć przedmiotów, których nie lubiłem. Miałem problemy z matmą i niemieckim. Dom też nie sprzyjał nauce. Agresja ojca się nasilała. Żyłem w ciągłym napięciu i stresie. Wszystko kręciło się wokół niego.  

Zazdrościłem kolegom. Tata zabierał ich na rower, wspólną wycieczkę. A ja martwiłem się, czy dziś przyjdzie pijany. Czy spokojnie położy się spać. Czeka nas awantura? A może wyzwie moją mamę? Zaatakuje i znów będę musiał jej bronić? Po szkole wolałem nie wracać do domu. Włóczyłem się z kolegami po podwórku. Bawiłem się w wojnę, w piłkę. Zimą odwiedzałem także kumpli. Nigdy nie zapraszałem nikogo do domu. Wstydziłem się. – w głosie Marcina słychać skrywany lęk i poczucie zwątpienia. 

Było minęło. Nie ma o czym mówić 

Nagle wstaje i pośpiesznie myje kubki po kawie. Częstuje mnie ciastkami. 

– Są bez cukru, glutenu, laktozy i jajek. Moja żona kupiła. Karmi piersią, a synek ma alergię. Ona zresztą też. Ale są całkiem dobre. 

Na półce zauważam trzy, niedbale rzucone zdjęcia nieoprawione w ramkę. Tuż obok leży również mały, granatowy album. Marcin pozwala obejrzeć mi fotografie. Prawie wszystkie są czarno-białe, jeszcze z okresu dzieciństwa. Na jednym widzę parę z dzieckiem, które niosą do chrztu.  

To moi rodzice. A ten mały to oczywiście ja. – pokazuje palcem. 

Przewijają się też zdjęcia z pierwszej komunii, z balików przedszkolnych, imprez rodzinnych i wycieczek. Z pozoru nic niepokojącego. Ale przebija się z nich jedno – smutek widoczny w oczach Marcina, jego mamy i brata. Na niektórych widać jednak wesołego ojca. Utkwił mi jego autoportret przystojnego faceta z brodą, w kapeluszu na głowie.  

„Rzadko się golę, bo mi się nie chce”

Pewnie zaraz mi powiesz, że jestem do niego podobny. Wiele osób mi to mówi, zwłaszcza, gdy zapuszczę brodę. A ostatnio rzadko się golę, bo mi się nie chce. – mówi z przekąsem. 

Dodaje, że nie lubi wracać do tamtego okresu. Ten rozdział w jego życiu jest już zamknięty. Nie chce grać już bohatera. Nie ma ochoty wiecznie się kimś zajmować, myśleć o tym, czy nie dzieje mu się krzywda, dbać o to, żeby w domu był spokój. Widać, że stracił dużo energii, jest wyczerpany, nie ma również ochoty na rzeczy, które kiedyś sprawiały mu przyjemność. Mama zawsze wyróżniała młodszego brata. Był oczkiem w głowie. On szybko musiał iść do pracy, dlatego nie skończył studiów. Nawet kiedy mieszkali z mamą, już bez ojca, brat nie musiał płacić za czynsz. Strasznie to wkurzało Marcina.  

Bohater w DDA

Wcale nie był bohaterem. Przynajmniej tak tego nie odczuwa. Chociaż był najstarszy, nie musiał opiekować się młodszym bratem. Na jego barkach nie spoczywały obowiązki domowe. Ale i tak czuje, jakby nie przeżył dzieciństwa. Wtedy wolał być niewidzialny. Dlatego często przebywał poza domem. Kiedy tylko mógł, spędzał czas z kolegami. A jak już wracał, zamykał się w swoim pokoju. Miał talent do elektroniki. Pamięta, jak pierwszy raz dziadek dał mu do rozebrania radio. Jaka to była frajda! Potem za zarobione pieniądze złożył swój pierwszy komputer. Pewnego dnia wszedł i zauważył, że komputera nie ma. Podszedł do ojca i spytał, co z nim zrobił. A on nieoczekiwanie zaczął go dusić. Mama była w innym pokoju, ale usłyszała krzyk. Przyszła mu na ratunek. 

Dziecko niewidzialne z syndromem DDA

– Dlatego więcej mnie w domu nie było niż było. Awantury, strach o siebie i bliskich, ale też ucieczka w świat elektroniki dawała mi chwilowe ukojenie. Wtedy chyba czułem, że mam wpływ na swoje życie. Chciałem być niewidzialny i nie sprawiać kłopotu. Paradoksalnie czułem się nieważny. Nikt mnie nie zauważał. Moja matka była uzależniona od ojca. To on był w centrum uwagi, nie ja. – wzdycha Marcin. 

Ewa Woydyłło zwraca uwagę na cierpienie dziecka niewidzialnego. Nie bardzo rozumie, co się dzieje wokół niego. Dlatego zaczyna kreować swój własny świat, wymyślać, jak bawi się samochodami, wchodzi pod stół. Jest grzeczne, bo chce, żeby to wszystko je omijało. Najważniejszą zasadą jest nie czuć, nie mówić, a także być grzecznym. W przeciwieństwie do dziecka maskotki, które rozrabia, żeby zwrócić na siebie uwagę, dziecko niewidzialne za wszelką cenę chce spokoju i odwrócenia od siebie uwagi.  

Rower, praca, telefon… używki. DDA w dorosłym życiu

– Nigdy się nie poddawałem, tak mi się wydaje. Kilka razy zapaliłem papierosa i marihuanę, ale to nie dla mnie. Alkohol piję sporadycznie. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy się upiłem. Za to jak już byłem pełnoletni, wkręciłem się w jazdę rowerem. Zacząłem amatorsko trenować kolarstwo. Każdą wolną chwilę spędzałem na świeżym powietrzu. Po pracy, w weekend, w deszczu, ale też w śniegu. Nie miało to znaczenia. Chciałem zostać wielkim kolarzem. Teraz wydaje się to śmieszne, ale dzięki temu poznałem ciekawych ludzi i zwiedziłem fajne miejsca. Pewnie była to też forma ucieczki od rzeczywistości. 

Czy to było uzależnienie? Nie wiem, może. Ale chyba lepsze takie niż alkohol czy narkotyki. Moja żona mówi, że jestem uzależniony od telefonu. I że jestem pracoholikiem. Ale ona nie rozumie, że jak się prowadzi własną firmę, to pracuje się 24 h. Nie ma drogi na skróty. Ma problem z czekaniem. Jest niecierpliwa. I sama też niewiele robi. Pracowała w korporacji, wypełniając jakieś tabelki w Excelu. Nie wie też, czego chce od życia. Ma słomiany zapał. Strasznie mnie to denerwuje. Bo kiedy coś robisz, to całym sobą. – mówi podniesionym tonem mężczyzna.  

Wspólny stół. Razem, a jednak osobno

Wchodzi żona Marcina z dziećmi. Już na progu maluszki płaczą. „Dzień dobry. Przepraszam, mały chyba chce jeść.” Przedstawia się, trzymając na rękach synka. Ma na imię Magda. Jest drobną, atrakcyjną blondynką. Na twarzy widać wyczerpanie. Z pewnością jest zmęczona. Marcin wstaje opornie i wita się z dziećmi. Bierze je na ręce, a Magdzie daje buziaka. W powietrzu czuć napięcie. Marcin przygotowuje kolację – naleśniki z dżemem, które jemy. Jednak nie przy wspólnym stole, bo brakuje miejsca. Córka z Magdą jedzą w kuchni, a mąż karmi synka w pokoju.  

– Rzadko jemy przy wspólnym stole. Mamy źle ustawiony stół, a nie chce mi się już go przestawiać. Chyba trzeba kupić nowy, ale na to nie ma kasy. Kiedy byłem dzieckiem, uciekałem do swojego pokoju i jadłem przed komputerem. Przecież nie chciałem siedzieć przy stole z ojcem. Magda często ma o to pretensje. A ja nie lubię, jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Wtedy robię wszystko na przekór. – tłumaczy.  

Depresja? To nie ja. „Trzeba być silnym”

Córeczka Ania pyta, dlaczego tata jest zły.  

– Tata nie jest zły, tylko zmęczony. Chodź, przytul się do mamy. – wyciąga ręce Magda i przytula córkę. 

Marcin nie potrafi znieść krzyku i płaczu dzieci, ale też upadku widelca na podłogę. Lub zbyt głośnego odkładania talerza. Czasem wpada wtedy w furię. Zwłaszcza, gdy ma problemy w pracy lub spędza tam zbyt dużo czasu. Bardzo go to stresuje. Dodatkowe bodźce tylko potęgują jego frustrację. Trudno mu się wtedy opanować. A już oliwy do ognia dodaje Magda, kiedy coś mu wypomni lub ciągle ma pretensje. Nie rozumie jej. Nie wie, dlaczego nie potrafią się komunikować.  

– Przecież mówię wprost, o co mi chodzi. Tego samego oczekuję od niej. Wydaje mi się, że czasami może jestem oschły, mam radykalne poglądy. Może oceniam za bardzo. Świat wydaje mi się czarno-biały. Nie ma w nim miejsca na użalanie się. Przetrwają najsilniejsi. Życie dało mi w kość, ale idę dalej. Do pasji doprowadza mnie też, gdy płacze bez powodu. – mówi oburzony Marcin. 

Pytam, czy próbuje ją wtedy pocieszyć, przytula ją lub całuje.  

– Nie jestem od tego, by głaskać po głowie. Jak można popełniać te same błędy, potykać się o własne nogi i wciąż robić to samo? Jej łzy nie robią już na mnie żadnego wrażenia. Moja żona mówi mi, że jestem pozbawiony uczuć. I że jestem bez serca. Ale ja też czuję się samotny. Nie umiem rozmawiać o emocjach. Na zewnątrz noszę maskę. Może niektórzy mają mnie za kogoś zadufanego. Ale ja tylko chcę się odciąć od uczuć. Tak żyje się po prostu łatwiej. Liczą się dla mnie bardziej czyny niż słowa. Może czasem chciałbym, żeby mnie przytuliła, powiedziała, że mnie akceptuje, docenia. Frustruje mnie, gdy słyszę tylko pretensje. Staram się, jak mogę, a żadnych miłych słów… –  opowiada z rożaleniem

Ewa Wojdyłło-Osiatyńska podkreśla, że dzieci niewidzialne to kandydaci na depresję, nerwicę, a także psychozy. Najwięcej można ich spotkać w szpitalach psychiatrycznych. Mają też zamrożone emocje. Dom, który miał je chronić, sprawia, że dziecko nie miało kontaktu z uczuciami. Jako dorosły jest świadomy tego, że nigdy nie był dzieckiem.  

Praca to nie problem. „Nie umiem dogadać się z żoną. Złożyła pozew” 

Tyle moich starań spełzło na niczym. Sprawdzam się w pracy, angażuję się, siedzę po godzinach. A Magda przychodzi tylko z problemami. Ja ich nie rozumiem. Czego ona chce? Ostatnio może jej nie wspieram, ale jestem zmęczony i zestresowany. Średnio raz w miesiącu mam zapalenie zatok. Potrzebuję ciszy i spokoju. A ona mi mówi, że z dziećmi to niemożliwe. I tak się żremy od lat. Jestem impulsywny, to prawda. Ale wkurzyłem się, jak założyła mi niebieską kartę. Ja i przemoc psychiczna? Przecież to były zwykłe kłótnie. – opowiada z gniewem Marcin. Jest rozemocjonowany. W jego głosie słychać wściekłość.  

Zadaję mu pytanie, co takiego się wydarzyło. Żona twierdzi, że jest agresywny, krzyczy. Kilka razy zdarzyło mu się też dać klapsa dziecku. Zarzuca mu, że nie daje jej pieniędzy na utrzymanie i musi prosić o przelewy, bo nie mają wspólnego konta. Ale ona wiele razy pokazała, że nie potrafi dysponować finansami. Nie wie, o co jej chodzi. I jeszcze musi się tłumaczyć paniom z MOPRu.  

– I jeszcze wypomina mi, że nic nie robię. Przecież ja pracuję. Czy ona myśli, że robię to z przyjemności? To dla nas, dla rodziny. A ja słyszę tylko: kiedy zawiesić lampę? A może w końcu wywiercisz dziury w ścianie? Jak będzie okazja, to nadejdzie taki moment. Teraz nie mam siły ani ochoty. A zwłaszcza, gdy ktoś wywiera na mnie presję. Czy to jest powód, żeby się rozstawać? Nie umiem dogadać się z żoną. Dlatego złożyła pozew o rozwód. 

„Zrobię to przy okazji”. Terapia DDA

Spoglądam na mieszkanie. Wygląda na niedokończone. Widzę też niewyraźne ślady ołówka na ścianie. Ktoś z domowników obrysował ramki.  

Przy okazji, to znaczy kiedy? 

– Nie wiem, jak znajdę czas. Wystarczy zaczekać. 

– A myślałeś o terapii? 

– Tak. Żona postawiła mi ultimatum. Byliśmy też na mediacjach. Magda wciąż pyta, kiedy zadzwonię do psychologa lub pójdę na spotkanie DDA.  

– Od kiedy tak dopytuje? 

– Od dwóch miesięcy.  

– A zamierzasz w końcu iść na terapię? 

– Kiedyś na pewno. Ale nie lubię, jak ktoś mnie wciąż o to pyta. To wymaga wyjścia ze strefy komfortu.  

Grupy wsparcia DDA w Polsce

Terapeutka ds. uzależnień mówi, że w Polsce psycholodzy nie lubią terapii grupowej. Natomiast wszystkie zaburzenia związane z relacjami, także zaburzenia osobowości, najlepiej leczy się w grupie. Jednym z największych problemów, z jaką zmaga się Dorosłe Dziecko Alkoholików jest poczucie wstydu. Znalezienie się w przypadkowej grupie osób, które zmagają się z podobnymi przeszkodami, uwalnia od wstydu. Okazuje się, że nie tylko ta kobieta czy mężczyzna nosi w sobie poczucie krzywdy. Mówienie o tym, co nas spotkało, daje także ulgę. Grupa daje ogromną siłę do walki z codziennością, ale także z kłopotami z komunikacją z najbliższymi. W końcu nie czują się samotni. Mogą wyrzucić z siebie złe emocje, a także to, co ich boli. 

Dobra, przepraszam, ale zaraz zabieram się za pracę. W końcu będę montował filmik. To również pomaga mi uciec od codzienności. Wtedy odcinam się i skupiam się tylko na tym. Żyję w swoim świecie. Tak jest lepiej. A terapia? Zaczeka. Miesiąc lub dwa nie robią różnicy. Kiedyś w końcu tam pójdę. – tłumaczy się Marcin, wypijając duszkiem szklankę soku.  

Imiona i niektóre detale zostały zmienione, by zachować prywatność i anonimowość.

Autorka: Karolina Bielawska, Ann Asystent Zdrowia

Ewa Woydyłło-Osiatyńska: doktor psychologii, terapeutka ds. uzależnień. Wykształcenie w tym kierunku zdobywała na Uniwersytecie Antioch w Los Angeles, a doktorat z psychologii uzyskała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1987 roku współpracuje z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jest również członkinią pozarządowej Fundacji im. Stefana Batorego, w której kieruje Komisją Edukacji w Dziedzinie Uzależnień.

W 2002 roku odznaczona Medalem św. Jerzego, nagrodą przyznawaną przez Tygodnik Powszechny, za swoje osiągnięcia na arenie psychologii. W tym samym roku odebrała również Złotą Odznaką, przyznaną przez Ministra Sprawiedliwości. Trzy lata później nagrodzona przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Za książkę “Rak duszy” odebrała też Nagrodę Teofrasta przyznawaną przez czytelników miesięcznika “Charaktery”. Ewa Woydyłło-Osiatyńska spopularyzowała także w Polsce leczenie uzależnień według tzw. Modelu Minnesota, opartego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Autorka książek: „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Aby wybaczyć. Poradnik dla rodzin alkoholików”, „Zaproszenie do życia”, „Rak duszy. O alkoholizmie”.

Czytaj więcej w Ann Asystent Zdrowia:

Fot. Alexander Safonov / Shutterstock
0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *