Po równo. Czy to w ogóle możliwe? Czy kochamy dzieci tak samo? Każdy przychodzi na świat nie tylko z innym kolorem włosów czy oczu, ale również temperamentem. Trudno traktować dwie różne osoby w taki sam sposób. Jak możemy to odnieść do własnych dzieci? Czy możemy podejść do rodzeństwa indywidualnie, a jednocześnie nie skupiać się na różnicach? Na te i inne pytania odpowiedziała dr Małgorzata Mikołajczak-Woźniak, pedagożka z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu.
Czy kochamy dzieci tak samo? To niemożliwe!
Mówimy, że kochamy tak samo, że nasza miłość jako rodziców jest taka sama. Tymczasem trudno mówić o tym, żeby dało się tak samo podchodzić do dwóch różnych osób, bez względu na to, czy są to nasze dzieci, przyjaciele, znajomi. Po prostu każdy człowiek jest inny i traktujemy go inaczej. Z czego to wynika?
Dr Małgorzata Mikołajczak Woźniak, Dolnośląska Szkoła Wyższa: Zgadza się. Kiedy zapytamy kogoś z rodziny czy znajomych, czy kochamy dzieci tak samo, to wszyscy powiedzą, że tak, oczywiście. Jednak gdy się temu przyjrzymy, na pewno mamy przykłady osób, które różnicują swoje dzieci, ale nie mamy odwagi zwrócić komuś uwagi. Życie i badania pokazują, że rzadko w relacjach rodzinnych jest jednakowo sprawiedliwie.
Wynika to z wielu czynników. Może to być nasze doświadczenie, jakie wynieśliśmy z domu jako siostra czy brat, ale także emocje, które towarzyszą rodzicom w momencie narodzin dziecka. Czasami nastawiamy się na konkretną płeć lub nie planowaliśmy dziecka. A może bardzo pragnęliśmy dziecka i bardzo długo na nie czekaliśmy. Nastawienie i nastroje rodziców już na starcie różnicują sytuację. Jedno dziecko może być bardziej wytęsknione, drugie – namieszać w życiu. Zdarza się, że mówią wprost, że ich życie potoczyłoby się inaczej, skończyliby studia. Wydaje im się, że taka szczerość, to nic złego. Natomiast dzieci takie informacje chłoną jak gąbka i ma to ogromne znaczenie.
Jeśli dziecko jest upragnione, rodzice mogą mieć tendencję do bycia nadopiekuńczym, poświęcać mu więcej uwagi. Niektórzy powołują nowe życie po to, żeby ratować związek. Istotne, aby zdać sobie sprawę z tego, po co powołaliśmy na świat dziecko. Często polegamy na sobie i swojej intuicji.
Rozmowa wideo ze specjalistką poniżej
Najmłodsze dziecko to maskotka
Czy w okazywaniu miłości kolejność urodzenia ma znaczenie?
Ma i to spore. Nie możemy generalizować, ale na podstawie badań można wywnioskować pewne tendencje w zachowaniu rodziców, które się powtarzają. Uczeni starają się nakreślić sytuację dziecka pierwszego, najstarszego. Z reguły rodzice są przejęci nową rolą. Trzymają się zaleceń, bo nie mają jeszcze zaufania do samych siebie. Polegają na zdaniu i opinii innych. Jeśli nasze dziecko jest grzeczne, posłuszne, to jesteśmy postrzegani jako dobrzy rodzice, bo w naszej kulturze jest to premiowane. Stosujemy większy rygor i sztywność zasad.
W przypadku młodszego rodzeństwa nasze podejście może ulec zmianie. Jeżeli starsze dziecko nie sprawiało kłopotów w danej sytuacji, rodzice są bardziej liberalni. Na pewno pozycja najstarszego dziecka jest uprzywilejowana – jest podziwiane, ponieważ to na nim skupia się cała uwaga rodziców w pierwszym okresie życia. Jest pewne siebie, bo dostaje od rodziców potwierdzenie swojej wspaniałości.
Badania naukowe prowadzone na całym świecie pokazują też, że pierworodni mają wyższe IQ oraz uzyskują lepsze wyniki na egzaminach w szkole. Jest to kwestia dość kontrowersyjna. W jaki sposób tłumaczą to badacze? Czas, uwaga i koncentracja na dziecku, ale również geny znacznie wpływają na iloraz inteligencji. Kiedy pojawia się rodzeństwo, starsze dzieci chcą pomagać, uczą się zauważać czyjeś potrzeby i stają się nauczycielami – od małego byli przygotowywani do tej roli. Często wyrastają na kogoś, dla kogo liczą się wartości i zasady, które premiują rodzice – zostają lekarzami czy prawnikami, bo chcą spełnić oczekiwania rodziców.
W takim przypadku porównanie jest nieuniknione. A Kasia w Twoim wieku już to robiła…
Jak buduje tożsamość najmłodsze dziecko?
U małych dzieci nie robimy tego zbyt często. Wiemy, że każde dziecko jest inne, zarówno jeśli chodzi o rozwój motoryczny czy osobowość. Bolączką młodszego rodzeństwa jest to, dlaczego nie jest jak starszy brat lub siostra. Zachwyt i duma przy pierwszym dziecku nie robią już takiego wrażenia. Młodsze dziecko ma więcej luzu i nie odczuwa takiej presji. Z jednej strony, jest to korzystne, z drugiej – może czuć się niedoceniane i gorsze, zwłaszcza, jeśli mówimy o dzieciach tej samej płci.
Młodsze dziecko próbuje zbudować swoją tożsamość w rodzinie albo naśladując swoje starsze rodzeństwo, albo szukając czegoś, co je za wszelką cenę odróżni od siostry czy brata. Porównania pojawiają się często. Jedni naśladują starszych, wpatrzeni jak w obrazek, inni – nie wchodzą na terytorium zajęte przez starsze rodzeństwo. Ma to różne konsekwencje. Przemożna chęć wyróżnienia się może sprawić, że ludzie np. postępują wbrew swoim talentom czy predyspozycjom. Mają podobne pasje, ale nie podejmują próby, bo chcą uniknąć porównań.
Często traktujemy najmłodszą siostrę lub brata jako rodzinną maskotkę. W ten sposób dziecko przejmuje część tożsamości, jaką mu nadaliśmy. Jeśli cała rodzina reaguje w określony sposób, to dzieci zachowują się jak najmłodsi, również w dorosłym życiu. Odbija się to nie tylko na relacjach w pracy, ale także relacjach związkowych czy przyjacielskich.
Rozmowa wideo ze specjalistką poniżej
Czy jedynakom brakuje rodzeństwa? To zależy od temperamentu
A jak to wygląda u jedynaków? Nie są do nikogo porównywani? W końcu nie muszą rywalizować o względy rodziców.
Jest to bardzo specyficzna pozycja. Wszystkie marzenia i oczekiwania rodziców spoczywają na nim i ono ma je realizować. W dorosłości często odczuwają brak rodzeństwa, zwłaszcza, gdy rodziców zabraknie. Sama świadomość, że jest ktoś, na kim można polegać, dodaje otuchy. Z jednej strony dostaje całkowitą uwagę rodziców, jego potrzeby są zaspokajane, z drugiej – świadomość, że w przyszłości zostaną sami, nie napawa optymizmem. Tutaj jest duża rola rodziców, aby pomóc w socjalizacji.
Wiele zależy też od temperamentu. Ekstrawertycy cierpią bardziej na poczucie osamotnienia, introwertycy często na tym korzystają. Czasami jedynacy w dzieciństwie byli otoczeni gromadką kuzynostwa, więc kompetencje społeczne tworzą się w naturalny sposób.
Warto również zwrócić uwagę na zmiany demograficzne. Obecnie jedynaków mamy coraz więcej. Rodziców poprzestają na jednym dziecku z różnych względów, ale jedną z przyczyn jest też lawinowa liczba rozwodów. Coraz więcej jedynaków jest wychowywanych przez jednego rodzica, co jeszcze potęguje trudność.
Czy kochamy dzieci tak samo? Dziecko środkowe lub „średniak”
A jaką pozycję zajmuje dziecko środkowe? Jakie mogą pojawić się problemy?
Przede wszystkim dziecko średnie nie ma łatki, którą przyklejają mu rodzice. Jest mu bardzo trudno, bo często jest dzieckiem pomijanym przez rodziców. Próżno szukać ich zdjęć w rodzinnym albumie. Znajdziemy dużo fotografii najstarszego i najmłodszego rodzeństwa, a średniego nie ma prawie wcale. Znajduje się ono w najgorszej sytuacji. To te dzieci najczęściej sprawiają problemy wychowawcze, chcąc zwrócić na siebie uwagę rodziców.
Zmagają się z problemami tożsamości. Nikt nie chce być określany jako średni, bo kojarzy się to negatywnie. Mówi się, że są najbardziej elastyczni i mogą pełnić rolę mediatora.
Bardzo wymagające jest też wychowanie bliźniaków. Na czym polega główny problem?
Rodzice, zwłaszcza na początku, mierzą się z niepewnością i kwestiami organizacyjnymi. Wówczas łatwo przeoczyć sferę emocjonalną. Kupujemy podwójny wózek i identyczne ciuszki. W ten sposób zacierają się różnice. Istnieje ryzyko ujednolicenia i to jest największy błąd, który rodzice mogą popełnić. Bliźnięta często czują niesamowitą, nietypową więź, podobnie współodczuwają pewne rzeczy. Okazuje się też, że brat czy siostra są dla nich ważniejsi niż rodzice, którzy zawsze stali z boku, a dzieci bawiły się bez ich zaangażowania.
Stereotypy i dom rodzinny. Tu zaczyna się wszystko
Skąd bierze się takie, a nie inne zachowanie rodziców?
Są to kulturowe stereotypy, ale również doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego. Pamiętamy przykre sytuacje związane z rodzeństwem i nie chcemy odtworzyć tego układu albo bardzo nie chcemy powielić schematu. Jednak mamy też pewne oczekiwania względem płci czy temperamentu dziecka. Często rodzice zapominają o swoich wyobrażeniach wraz z przyjściem dziecka na świat i od razu zakochują się w dziecku.
Zdarza się jednak, że kiedy rodzice np. spodziewali się chłopca, a na świat przyszła dziewczynka, wychowują ją wbrew rodzajowej socjalizacji, postępują wbrew społecznym oczekiwaniom lub zwracanie się męskim sformułowaniem. Dorosłe już dzieci na terapii mają poczucie, że zawiodły, chociaż kompletnie nie miało na to wpływu.
Mamy dziewczynkę i chłopca, wiele par o tym marzy. Czy moje dzieci mają dzięki temu uprzywilejowaną pozycję i będzie im trochę łatwiej?
Bardziej niż płeć liczy się relacja, którą budują rodzice – można ją równie dobrze zbudować, jak i zepsuć. Trzeba dać im możliwość zdobycia uwagi i sprawić, że będą się kochać jako rodzeństwo i nie będą ze sobą rywalizować.
Spotykam wiele osób w gabinecie, które twierdzą, że ich relacja z rodzeństwem jest nijaka lub obca, pełna niewyjaśnionych żali i pretensji. Ona jest kalką tego, jaki układ powielimy w swojej własnej rodzinie. Ma to związek z porównywaniem i faworyzowaniem dziecka. Jeśli jedno z nich wykazuje podobne cechy do nas, to podświadomie staje się naszym ulubionym, chociaż wstydzimy się do tego przyznać. Dostrzegamy szansę, że dane dziecko może zrealizować nasze niespełnione ambicje. Jest naszym ja idealnym.
Poza tym z jednym z dzieci dogadujemy się lepiej, nadajemy na podobnych falach, a drugie sprawia problemy wychowawcze i odstaje od wizji, jaką sobie na początku założyliśmy. Dziedziczymy temperament. Załóżmy, że mama jest osobą energiczną, a jej córka flegmatyczną introwertyczką. Może pojawiać się między nimi zgrzyt, bo rodzicowi trudno zaakceptować tak odmienne zachowanie. Jednak trzeba wzbić się ponad to, aby zadbać o dobrą relację z dzieckiem.
Czy kochamy dzieci tak samo? Faworyzujemy ulubioną córkę lub syna
Czytałam o badaniach, które mówią o tym, że dzieci przeważnie źle interpretują to, kto był ulubionym dzieckiem.
Wydaje mi się, że nie można tego źle interpretować. Wręcz odwrotnie – dzieci są barometrem. Oczywiście, pojawia się zazdrość, rywalizacja i to jest naturalne, ale dzieci czują, że są bardziej lubiane i faworyzowane. Potęgują to również dziadkowie, którzy dodatkowo wzmacniają ulubione dziecko. Dzieci są w stanie wychwycić, że bliscy reagują w inny sposób niż brata czy siostrę. Jeśli są emocjonalne, bardzo to przeżywają.
Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii rodzin wielodzietnych. Jest to rzecz, która poniekąd jest dziedziczona z pokolenia na pokolenie. W momencie, kiedy dzieci jest więcej, ta relacja jest chyba troszeczkę inna.
Wróćmy do określeń: „moje oczko w głowie”, „nasza jedyna”, a tu – „nasza gromadka”. Nadajemy jej jakieś zabarwienie. W rodzinach wielodzietnych mierzymy się z tym, że mało kto czuje się wyróżniony. Oczywiście Wigilia przy wspólnym stole wygląda fantastycznie. Jednak tutaj pojawia się problem wtłaczania dzieci, zwłaszcza najstarszych, w rolę dorosłego – ojca czy matki, który ma im ulżyć w codziennych obowiązkach. Mamy do czynienia z mechanizmem walki o swoje miejsce – jestem tutaj w większym gronie i chcę być zauważony/a.
Puentując nasze pytanie zadane na początku. Czy trzeba kochać dzieci tak samo? Nie trzeba, ale trzeba równie bardzo i bezwarunkowo i to z całą pewnością wystarczy, aby dzieci były szczęśliwe.
* Serwis / aplikacja Ann dokłada wszelkich starań, aby treści składające się na zawartość serwisu były ścisłe i poprawne. Prezentowana treść jest dostarczana jedynie w celach informacyjnych lub edukacyjnych. W żadnym zakresie nie zastępuje i nie może być utożsamiana z konsultacją czy poradą lekarską.