Julia z filmu „Sukienka” zdradza sekrety swojego ciała, aktorstwa i marzeń o Johnnym Deppie. Jaką sukienkę założy Anna Dzieduszycka na Galę Oscarową? [MAGAZYN ANN]

Polski film „Sukienka” został nominowany do Oscara za najlepszy krótkometrażowy film aktorski. O życiu w duchu body-positive i radzeniu sobie z przeciwnościami, w Ann-Zdrowie opowiada filmowa Julia – Anna Dzieduszycka. W rozmowie z Ann aktorka odpowiada ponadto na pytanie, jaką założy sukienkę i buty na galę Oscarową. Jak myślicie, o spotkaniu, z którymi znanymi aktorami marzy Anna Dzieduszycka? Ceremonia rozdania Oscarów zaplanowana została na 27 marca 2022, a więc już lada moment!

Kocham moje ciało

Dorota Kuźnik, www.Ann-Zdrowie.pl: Jaką masz relację ze swoim ciałem?

Anna Dzieduszycka: aktorka: Kocham moje ciało, jestem z niego dumna i dajemy razem radę. Poza okresem dojrzewania, kiedy to chyba każdy przechodzi cięższy czas, zawsze kochałam swoje ciało. Może dlatego, że od dziecka  uwrażliwiano mnie na reakcje, które mogą być dla mnie obce, na to jak ludzie mogą zareagować na to, że jestem karlicą, ale też uczono mnie, że jestem normalna.

Nie było taryfy ulgowej ze względu na wzrost?

Gdzie tam. Mam dwóch starszych braci, z którymi zawsze bawiłam się w chowanego, w podchody, na dworze… Trzeba było sobie radzić. Oczywiście, pomagali mi gdy z czymś sobie nie radziłam, ale achondroplazja nigdy nie była czymś, co sprawiało, żebym czuła się inna czy wyjątkowa, albo żeby gdzieś mnie to miało zepchnąć. Mam bardzo wspierającą rodzinę, kochaną i ta normalność w traktowaniu mnie pomogła mi w tym, że dziś kocham siebie.

Podoba Ci się tekst? Polub nas w mediach społecznościowych i zainstaluj darmową aplikację Ann Asystent Zdrowia. Zaawansowane funkcje Ann dostępne wyłącznie dla zarejestrowanych Użytkowników.

A Twój wygląd wrzuca Cię w pewne schematy? Jesteś obsadzana w konkretne role, które eksponują wzrost, czy twórcy traktują Cię po prostu jak aktorkę.

Myślę, że jestem traktowana jako charakterystyczna aktorka, choć to zależy od projektu. To też nie tak, że ja się obrażam, że ktoś chce mój wzrost wykorzystać jako cechę. Wręcz przeciwnie. Uważam, że to w aktorstwie normalne, w końcu gramy też ciałem. Najważniejsze żebym czuła szacunek ze strony osoby, która proponuje mi pracę. Pomaga też zresztą mój ogromny dystans do siebie. Dowodem może być chociażby to, że pracowałam strasząc ludzi, grałam wróżkę, elfa, ale wiele razy byłam też w filmie po prostu człowiekiem – osobą.  Ten dystans to zasługa mojej rodziny i całego wsparcia, które dostawałam od dziecka. To doprowadziło do tego, że dziś całkowicie akceptuję swoje ciało, a komentarze postronnych na temat mojego ciała są już dla mnie niesłyszalne. Częściej zwraca na nie uwagę ktoś, kto na przykład ze mną spaceruje.

Fot. Sukienka – The Dress / Facebook

„Sukienka”. Julka jest tylko przykładem

To zupełnie inaczej niż Julka – bohaterka, którą odgrywasz w filmie „Sukienka”.

Tak, Julka nie lubi siebie. Ba! Ona siebie nie akceptuje i nie jest też akceptowana przez innych. Tu też ważna jest rola jej przyjaciółki, którą gra genialna Dorota Pomykała i ona zwraca uwagę na duszę Julki, na jej osobowość, a nie wygląd, którego ona i inni nie akceptują. Ale Julka jest tylko przykładem. Tylko takich jak ona, jest całe mnóstwo. Ty nie masz achondroplazji, ale nie miałaś nigdy w swoim ciele rzeczy, której nie lubiłaś? Albo okresu, w którym siebie nie akceptowałaś? Każdy człowiek potrzebuje akceptacji, poczucia pewnej przynależności. Julka jest tylko przykładem człowieka, wspaniałego z wielu powodów, ale też niedoskonałego i ze swoimi problemami. Jak każdy.

A mimo to wiele osób traktuje ten film zerojedynkowo. Sama zresztą odebrałam go tak w pierwszej chwili. Pomyślałam, że jest bardzo krzywdzący, a wraz ze mną wiele osób, w tym dotkniętych achondroplazją.

Tak, zdarza się, że muszę tłumaczyć, że ten film jest tylko symbolem, bo nie zostaje on odebrany w ten sposób. A  przecież nie było zamysłem, czy to reżysera – Tadeusza Łysiaka, czy moim żeby pokazać wprost historię osoby z achondroplazją, którą można przełożyć 1:1. To, że jestem w tym filmie przede wszystkim człowiekiem pokazujemy przez detal czy zbliżenia na twarz. Jestem w tym filmie, jak każdy człowiek, który boryka się z problemami braku akceptacji siebie samego. Uwielbiam też słuchać dyskusji na temat tego filmu, bo to że ludzie dyskutują jest dowodem na to, że ten film jest ważny i potrzebny.

Chyba wiele odgrywa zakończenie, które jest brutalne, bolesne… W pewien sposób nawet drastyczne.

Ale takie jest życie! To nie jest bajka ani love story. Życie nie jest cukierkowe i romanse najczęściej nie kończą się ślubem i wielką miłością. To często bańka mydlana, która pęka. Wielu widzów, na przykład w Atlantic City zwróciło zresztą na to uwagę, że zakończenie mogłoby być inne, że mogliby żyć długo i szczęśliwie. No nie. To nie jest przekaz, na który chcieliśmy postawić. Oczywiście dla mnie to też było wyjątkowo trudne zakończenie, ale jest ważne. Wiele dziewczyn, pewnie chłopaków też, przeżyło takie sytuacje, jakiegoś rodzaju odrzucenie. Pytanie, czy Julka wyciągnie z tego wnioski, czy nie? Może następnym razem nie pójdzie z pierwszym lepszym Bogdanem, tylko dlatego, że się nią raczył zainteresować.

Mam prawo spotykać się z kim chcę

A jak twoje relacje z mężczyznami?

Jak u każdego (śmiech.) Zupełnie nie różnię się niczym od innych. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ludziom się wydaje, że osoba z achondroplazją musi się koniecznie wiązać z drugą osobą z achondroplazją. Dochodzi do tego, że próbują nas swatać, jak się pojawimy w niedalekim sąsiedztwie. To straszna bzdura. Mam prawo spotykać się z kim chcę, a wygląd jest kwestią drugorzędną. Oczywiście dla mnie, bo mój wzrost bywa dla niektórych szczególnie pociągający, ale nie ze mną te numery. Ja wiem co mi się podoba, ale szukam zawsze przede wszystkim osobowości, która  mnie ujmie. To zresztą tyczy się wszystkich relacji – koleżeńskich, przyjacielskich i zawodowych. Przecież jestem człowiekiem, a nie jakąś tam karlicą.

Karlica to bardzo kontrowersyjne słowo wśród osób z achondroplazją. Zwykle preferuje się określenie „osoba niskorosła”.

Bo ja nie lubię nowomowy i czasem za nią nie nadążam. Ja przede wszystkim jestem Anką i chciałabym żeby społeczeństwo patrzyło na mnie przez pryzmat Anki – koleżanki, Anki – sąsiadki, Anny Dzieduszyckiej – aktorki czy jakkolwiek, ale jako człowieka. Wychodzę z założenia, że świat powinien opierać się na tym, żeby do ludzi nie podchodzić na zasadzie: chudy, gruby, rudy, piegowaty, karzeł, wózkowicz… Traktujmy siebie wzajemnie, jak ludzi. Natomiast określenie karzeł… Ja nie mam z tym problemu.

Czytaj także: Nie mów do mnie karzeł [REPORTAŻ]

Wiem, że są osoby, które mają i absolutnie nie zachęcam ich do tego, żeby nagle polubiły to słowo. Dla mnie to słowo jest okej. Jest utarte i uzasadnione medycznie, bo zawsze była karłowatość jako nazwa schorzenia. Za to nie pomaga sztuczne tworzenie kolejnych barier i kolejnych podziałów. To niczemu nie służy. Mamy tyle nowych określeń, że zamiast się jednoczyć, dzielimy się jeszcze bardziej i sami tworzymy problemy, przez to, że ktoś kogoś nazwał tak, a nie inaczej. Będę zawsze lobbować za tym, żeby patrzeć na siebie przede wszystkim, jak na człowieka. A wiadomo, że jak chcemy skrótowo kogoś opisać, sama zresztą to robię gdy na przykład nie pamiętam nazwiska, to używamy cech charakterystycznych. W moim przypadku to niski wzrost i tego nie da się ukryć.

Dystans do siebie i silny charakter to zdecydowanie Ania, nie Julka. A macie coś wspólnego?

O tak! Ja dałam jej bardzo dużo z siebie. Zresztą samo to, że obie mamy achondroplazję sprawia, że doskonale rozumiem codzienność z tą chorobą. Nie lubię o tym mówić, ale przykładem jest scena masturbacji – Julka usiadła, żeby dosięgać. Zagrałam to w taki sposób, bo tak jest. Tak samo kwestia przerabiania ubrań – przecież muszę dopasować ubranie do swojego ciała, które nie jest standardowych rozmiarów. To jest wszystko, co się faktycznie dzieje w naszym życiu. Tak samo jak Julka, miewam też słabsze dni. Ale która kobieta ich nie miewa? To jest uniwersalny przekaz, tylko trzeba go dostrzec.

„Sukienka” nominowana do Oscara!

Tę podprogowość „Sukienki” docenili jurorzy.

Tak! I to nie tylko w przypadku nominacji do Oscarów, choć to faktycznie wisienka na torcie. Ale trzeba powiedzieć też, że dostaliśmy za „Sukienkę” całą masę wyróżnień. Pierwszą i największą nagrodą była dla mnie nagroda dla najlepszej aktorki na Rhode Island International Film Festival. Ogromnym wyróżnieniem była także nagroda na międzynarodowym festiwalu Integracja Ty i Ja. Pierwszy raz w historii tego festiwalu przyznano wyróżnienie za aktorstwo, bo zawsze nagradzano tam wyłącznie filmy.

Do tego nagroda Grand Off  I na koniec ta informacja o nominacji do Oscara, która sprawiła, że jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. I choć to wszystko jeszcze do mnie nie dociera, chciałabym podkreślić rolę wszystkich osób, których nie widać, a bez których ten film by się nie ukazał – wszystkich studentów, których zdjęć nie ma, a stoją za sukcesem „Sukienki”. Przypominam – to film studencki, który leci do Ameryki na Oscary!

A Ty razem z nim!

W tym miejscu przypominam sobie wszystkie chwile, w których zastanawiałam się, czy na pewno wziąć udział w tym projekcie. Kiedy czytałam scenariusz i targały mną różne myśli, ale za każdym razem przychodziła ta ostateczna – ja chcę! Ja muszę! I dzięki tej odważnej decyzji jestem dziś częścią tego sukcesu. Nie mogę się doczekać wszystkich autorytetów kina, które będę miała szansę zobaczyć. Marzę o spotkaniu z Anthonym Hopkinsem i Johnnym Deppem!

Anna Dzieduszycka: „Kocham i akceptuje siebie taką, jaka jestem”

Sukienka na Galę Oscarową już wybrana?

Jeszcze nie! Przez to, że tyle się dzieje, w ogóle nie miałam czasu się tym zająć. Poza tym kreacji musi być więcej, bo to przecież nie tylko jeden dzień. Mam też trudność z butami, bo zupełnie nie miałabym problemu żeby włożyć dziecięce, ale albo są za wąskie, albo w różu, a ja w różu nie gustuję (śmiech).

Zainteresował Cię nasz artykuł? Pobierz i zainstaluj aplikację Ann Asystent Zdrowia za darmo i pomóż nam się rozwijać!

Poza tym dziecięce są zwykle bez szpilki…

To prawda, ale ja stawiam na płaski obcas i wygodę. Zupełnie nie odczuwam potrzeby, żeby sobie dodawać centymetrów. Tak jak mówiłam – kocham i akceptuję siebie taką, jaka jestem. A buty czy tytułowa sukienka są tylko tym, co widać na zewnątrz.

Autor: Dorota Kuźnik / Ann Asystent Zdrowia

Znajdź więcej ciekawych materiałów w aplikacji Ann Asystent Zdrowia:

Sukienka
0 Komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *